piątek, 31 stycznia 2014

40 ROZDZIAŁ


Przez te przeżycia z nocy spałam dłużej niż zwykle. Gdy otworzyłam oczy przywitał mnie Patryk z tacą w rękach.
-Cześć kochanie. Śniadanko do łóżeczka.
-Za bardzo coś słodzisz. Co jest? – uśmiechnęłam się.
-Muszę jechać do klubu. Mamy jakiś tam trening. Wiesz jak to jest.
-Ale mieliśmy spędzić cały dzień razem.
-No wiem, ale Rafał powiedział, że to pilne.
-Rafał powiedział – wywróciłam oczami. – No jedź.
-Będziesz sama, bo Mikkel zabrał Inge i gdzieś pojechali. Wrócą jutro. – ubrał bluze  i wyszedł. Zostałam sama. W domu ciszo jak w kościele. Jak ja tego nie lubie. Zastanawiam się czy to co widziałam w nocy to był sen czy ja mam jakieś zwidy. Bo przecież nie możliwe jest to, że mamy w domu duchy. Jeżeli one w ogóle istnieją. Może jestem przemęczona?? Postanowiłam posprzątać. Odkurzyłam i umyłam podłogi. Starłam kurze. I rzuciłam się zmęczona na kanape. Zamknęłam oczy. Miałam przed nimi obraz tych dziwnych zjaw. Otworzyłam oczy.
-Aaaa – zaczęłam krzyczeć i automatycznie zamknęłam oczy z powrotem. Po chwili uchyliłam jedno oko. Nie ma. Zniknęła. Znowu ta zjawa, ale tym razem stała przede mną. Rozejrzałam się po pokoju. Nie ma jej. Może to jest tylko wymysł mojej wyobraźni. Nie wiem za bardzo się boję. Dzwonię do Patryka.
-Możesz rozmawiać?
-Tak. Coś się stało?
-Nie. Mam pytanie. Twój dom stoi na pustej działce. Nic tu wcześniej nie było?
-Był jakiś dom. A co się stało?- pytał.
-Nie ważne. A wiesz może czemu ten dom został zburzony? Albo kto tam mieszkał?
-Z tego co wiem dom zburzono, bo podobno w nim straszyło. A mieszkało w nim Niemieckie małżeństwo. Facet zamordował żone, pochował ją w piwnicy domu i uciekł gdzieś. I to podobno ona straszyła w tym domu, który zburzono. Ja kupiłem pustą działke. I co ciekawe kopiąc fundamenty robotnicy znaleźli starą skrzynie. Jest na strychu jeżeli jesteś ciekawa. Tyle wiem z opowiadań urzędników, u których załatwiałem kupno działki. A co straszy Cię duch tej kobiety? – zaśmiał się.
-To nie jest śmieszne, ale mam wrażenie, że tak.
-Przesadzasz, ale to co chciałaś Ci powiedziałem. Musze kończyć. Na razie. – rozłączył się. Teraz to mnie dopiero nastraszył. Weszłam na strych w poszukiwaniu tej skrzyni, o której mówił Patryk. Ładna, duża. W jej wnętrzu był album ze zdjęciami, jakaś szkatułka, książka kucharska, sukienki 20-wiecznej pani domu oraz różne książki. Wzięłam album. Na pierwszym zdjęciu była para. Zdjęcie ślubne. Domyśliłam się, że to jest to małżeństwo, o którym mówił Patryk. Na następnej stronie były zdjęcia tej kobiety. Potem zdjęcia domu i inne. Odłożyłam album i wzięłam książkę kucharską. Była dość gruba i miała dużo własnoręcznych zapisków. Wzięłam ładną szkatułkę. Były w niej naszyjniki, bransoletki i kolczyki. Śliczne. Niektóre wyglądały na drogie. Odłożyłam szkatułke. Przeglądałam sukienki. Były takie śliczne. Takie troche z drugiej połowy XIX wieku. Usłyszałam szum. Odwróciłam się. Pół metra nad ziemią wisiała szara zjawa. Zrobiłam wielkie oczy i zatkałam sobie usta ręką, żeby nie krzyczeć. Ruszała ustami, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła. Spuściła wzrok. Przyjrzałam jej się dokładnie. Wzięłam album i spojrzałam na zdjęcie kobiety. Była identyczna.
-Ty jesteś nią? – wydukałam pokazując na zdjęcie. Skinęła twierdząco głową. Odleciała. Odłożyłam album i wzięłam książkę kucharską. Zeszłam na dół. Przejrzałam całą i wybrałam potrawę, którą chciałabym spróbować. Ubrałam się i pojechałam do sklepu po rzeczy potrzebne do przygotowania potrawy. Gdy wróciłam zastałam Patryka przed telewizorem.
-O jesteś! – krzyknął.
-Byłam na zakupach. Dzisiaj zrobie coś nowego.
-Nie rób, bo i tak mnie nie będzie. – spojrzałam na niego zła.
-Chyba żartujesz?! Nie dość, że pojechałeś sobie na cały dzień na stadion to jeszcze popołudnie całe rozwalasz?!
-Przepraszam, ale Adam wymyślił męski wieczór. – podszedł do mnie. Chciał mnie objąć, ale go odepchnęłam.
-Kpisz sobie ze mnie?! – teraz już krzyczałam- Widzę, że koledzy są ważniejsi ode mnie?! Okey. Jedź sobie. – wyszłam na taras. Po kilku minutach usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Nie wróci na noc. Wzięłam głęboki oddech. Weszłam do domu zamykając drzwi na taras. Otworzyłam butelke piwa i opróżniłam ją do połowy. On pije. To ja też. Mój telefon się rozdzwonił. Ola.
-Hej, siostrzyczko. – powiedziałam wesoło.
-Heej. Przyznaj się. Piłaś? Czy Patryk Cię wkurzył? – jak ona dobrze mnie zna.
-To i to.
-Skądś to znam. Kamil mnie tak często denerwuje, że już nie mam na to siły.
-To się z nim rozwiedź.
-To zbyt proste. Miałam przecież czekać na jego potknięcie. Sama tak mówiłaś.
-No tak, ale trzeba by było go przyłapać. Mówiłam, że detektyw byłby dobry?
-Mówiłaś, ale nie chce. To nie fair.
-Boże! Sama zaprzeczasz sobie. Z jednej strony chciałabyś go przyłapać, a z drugiej chcesz być fair. Bez sensu.
-No wiem, ale..
-Ale ty jesteś dla wszystkich taka dobra. Rozumiem.
-A ty o co się ze swoim posprzeczałaś??
-Yyy.. Woli kolegów ode mnie. Rozumiesz chyba?
-Jak nikt inny. –zapanowała chwila ciszy. – Wpadaj do mnie.
-Za tydzień jest mecz w Toruniu. Przyjadę. Okey?
-Dobra. I tak będę sama.
-A Emil?
-Wpada i to dość często, ale zazwyczaj wtedy kiedy nie ma Kamila.
-Nigdy nie natknął się na Emila?!
-Nigdy.
-Całowałaś się z nim?
-Natalia!!
-No co?! Tylko się pytam.
-Nie, nie całowałam się z nim.
-No tak. Ty chcesz być taka fair. A dzwoniłaś w konkretnej sprawie czy, żeby tylko poplotkować?
-Na ploteczki. Od razu mi lepiej. Troche się wyluzowałam.
-No ja też. Czeka mnie samotna noc … z duchem. –rozejrzałam się po pokoju.
-Samotna? A Inga?
-Pojechała gdzieś z Mikkelem.
-A o co chodzi z tym duchem?
-Opowiem Ci jak przyjade.
-Ok. Musze kończyć, bo młody upomina się o kolacje. Całuski. – rozłączyła się. Spojrzałam za okno. Było już ciemno. Wzrok na zegarek. Dochodzi 21. Usłyszałam ten charakterystyczny szum. Obejrzałam się za siebie. Znów wisiała w powietrzu ta zjawa. Nawet nie wiem jak ją nazywać.
-Wystraszyłaś mnie. – szepnęłam.
-Przepraszam – usłyszałam ciszy szept.
-Ty mówisz? Wcześniej nie mogłam Cię usłyszeć.
-Wiem, bo w dzień ledwo mnie widzisz to i nie słyszysz. Teraz widzisz mnie wyraźniej i słyszysz lepiej. – jej głos był trochę jak szum wiatru. Nie do końca wyraźny i ledwo słyszalny, ale w domu było wystarczająco cicho, żebym ją usłyszała.
-Jak masz na imię? I czy czasem nie jesteś wymysłem mojej wyobraźni?
-Nazywam się Maria. Jesteś Polką. Raczej byłam – zbliżyła się do mnie.- Wymysłem wyobraźni raczej nie jestem, ale będę tu przez krótki czas. Nie musisz się mnie bać. Tak samo jak ty mnie, nie mogę Cię dotknąć. – zapanowała grobowa cisza. Boże tak dosłownie. Wpatrywałam się w nią z niedowierzaniem. Była taka realistyczna. Taka prawdziwa, ale wisiała w powietrzu i była lekko przeźroczysta. Wyraźniejsza niż w dzień.
-Czemu przez krótki czas? – zapytałam zaciekawiona.
-Jak mój dom tu jeszcze stał to w nim straszyłam. O czym pewnie wiesz. Nie mogłam się pogodzić z tym, że nie żyje i już nigdy nie będę stąpać po jego podłodze, myć jego okien lub gotować w jego kuchni. Rozpaczałam i głośno płakałam. W dzień ludzie tego nie słyszeli, ale w nocy tak. Potem zniknęłam. I wróciłam po kilku latach. Towarzysze Wam już od roku. Twojemu chłopakowi dłużej. Od kiedy dom stoi. Ani słowem się nie odzywałam. Już nie rozpaczałam, bo to nie mój dom. Dziś jak przeglądałaś moją skrzynie, płakałam. Wspominałam. Te zdjęcia. Mój mąż. Suknie. Moja ukochana książka kucharska. Biżuteria. Tak dawno tego nie widziałam. Ten chłopak nigdy nie zajrzał do skrzyni.
-To do niego nie podobne. Jest bardzo ciekawski. – przerwałam jej. – Przepraszam.
-Nic się nie stało. Może po prostu tym razem nie był aż tak ciekawy. Nie miałam dzieci. Rodzice dawno nie żyjący. Dziwne, że mój kochany mąż – powiedziała z rozgoryczeniem. – zostawił wszystkie moje świecidełka i suknie, za które dostałby dość sporą kwotę. Ale za to ty skorzystasz. –spróbowała się uśmiechnąć, ale słabo jej to wyszło. – Dawno tego nie robiłam. Zapomniałam już jak to jest być wesołym i się uśmiechać. Ty tego dzisiaj prawie w ogóle nie robiłaś.
-Nie miałam do kogo. – spuściłam wzrok.
-Ty przynajmniej masz chłopaka, który Cię kocha, a nie udaje. Mój mąż myślał, że będą jego tłem, gosposią, kurą domową. Mylił się. Miałam twardy charakter i często się mu stawiałam. Szanował mnie za to, ale też potępiał. Zabierał mnie na jakiś bal, a po nim bił i wykorzystywał. Zero miłości i szacunku. Był po prostu potworem. –powiedziała dobitnie.
-A może po prostu nie potrafił kochać?
-Potrafił. Przez całe życie kochał jedną kobietę, ale musiał być ze mną i to go bolało. Ludzie gadali, że to ja rzuciłam się na bogatego Niemca. Miałam 25 lat jak mnie zabił. Niby był to przypadek, ale i tak mu tego nigdy nie wybacze. Pokłóciliśmy się i za mocno mnie uderzył. Pochował mnie wraz z moimi rzeczami w piwnicy. A potem wyjechał. Nawet nie wiem gdzie i mało mnie to interesowało.-skończyła.
-Nie wiem co powiedzieć.
-Nie musisz nic mówić. Mi się zrobiło lżej na sercu. W końcu po tylu latach do kogoś się odezwałam. Mieszkało tu wiele kobiet, ale tylko ty i się wydałaś dobra. Jeżeli chodzi o skrzynie. Wszystko gdzieś oddaj albo sprzedaj. Tobie to nie potrzebne, a mi tym bardziej. Książke kucharską sobie zostaw. Tam jest też mój pamiętnik. Przeczytaj go i zrób z nim co chcesz. Chciałabym, żebyś nie patrzyła na to czy mi będzie szkoda czy nie. Masz to sprzedać lub oddać. Nie myśleć. – jej twarz robiła się coraz weselsza. –Mam do Ciebie jeszcze jedną prośbę zanim odejdę. Gdy wędrowałam po najstarszym zielonogórskim cmentarzu znalazłam grób moich rodziców. Mogłabyś czasem tam pójść i zapalić świeczke, położyć kwiaty?
-Oczywiście.
-Teraz już się z Tobą żegnam. Pamiętaj o rodzicach, o skrzyni i o tym, że Twój chłopak na pewno Cię kocha. – oddalała się aż w końcu zniknęła i wtedy …. się obudziłam. Rozejrzałam się po pokoju. Dom Patryka. Salon. Czyżby rozmowa z Marią była tylko snem?? Przecież widziałam ją kilka razy, a między tym robiłam też inne rzeczy?! Wzięłam do ręki telefon i sprawdziłam ostatnie połączenie. Ola i to raptem godzine temu. Wszystko się zgadza. Pobiegłam na strych. Skrzynia stoi. Nie rozumiem tego. Położyłam się do łóżka i z nadzieją, że jeszcze zobaczę Marie zasnęłam.
*******************************************************************************
Proszę następny rozdział. Czytacie-Komentujecie. Postanowiłam, że będę wstawiać rozdziały jak będą przynajmniej cztery komentarze. Nie każe Wam pisać długich. Wystarczy krótkie "Fajny". Większość z Was też pisze blogi, więc wiecie jak to fajnie jak jest dużo komentarzy. Spełnię dwa zamówienia :) Jaskółki dla Midi.

niedziela, 19 stycznia 2014

39 rozdział


W Zielonej Górze byłyśmy około 5 rano. Od razu rzuciłyśmy się na łóżko i zasnęłyśmy. Rano obudził nas krzyk.
-Słyszałaś?- zapytała mnie Inga podnosząc głowe.
-Nom. –wstałam i powoli wyszłam z pokoju. Inga szła tuż za mną. Zaczęłyśmy schodzić po schodach.
-Mam Cię złodzieju! –krzyknął Mikkel wyskakując z salonu z samych bokserkach oraz Patryk ubrany tak samo.
-AAAAAAAAaaaaa  -zaczęłyśmy się drzeć, ale gdy zobaczyłyśmy jak ubrani są nasi chłopcy zaczęłyśmy się śmiać.
-Nie powiem jak to wygląda – skomentowałam.
-Natalia! – krzyknął Patryk.
-No co?!-dusiłam się ze śmiechu – Po prostu tak to wygląda.-pokręcił głową i wrócili do salonu, niby wielce obrażeni. Ogarnęłyśmy się z Ingą, bo tak jak byłyśmy ubrane, tak się położyłyśmy. Zrobiłam śniadanie. Usiedli przy stole mierząc nas wzrokiem, a my z Ingą tylko chichotałyśmy pod nosem.
-A tak w ogóle co Ty tu robisz?! –zapytał Patryk jak siedzieliśmy po śniadaniu.
-No wypuścili mnie ze szpitala, więc przyjechałyśmy. Stęskniłyśmy się.
-Jasne – burknął i wyszedł z pokoju.
-Co mu jest? –spojrzałam na Mikkela.
-Nie wiem. Jego się spytaj.  –poszłam poszukać Dudka. Nie było go w sypialni, więc poszłam do warsztatu. Siedział na podłodze. Kucnęłam i przytuliłam się do jego pleców.
-Co się stało? – szepnęłam.
-Przepraszam. Nic się nie stało. –westchnął – Nie bez powodu potraktowaliśmy Was jak złodziei. Jak wróciliśmy z Mikkelem do domu drzwi były otwarte i nie było twojego laptopa.
-Co?!
-Ukradł tylko twojego laptopa. Musiał mieć powód, bo nic innego nie zginęło. –usiadłam koło niego. Zastanawiałam się co tam takiego było.
-Laptop był po formacie i po sprzątaniu. –gdybałam – Wiem! Zdjęcia.
-Co zdjęcia? –spojrzał się na mnie.
-No te co robiłam w parku. Zrobiłam zdjęcie takiej przytulającej się parze. Widać było, że dziewczyna chętnie pozuje, ale facet nie za bardzo.
-Podejrzewasz, że to on kazał ukraść laptopa. Troche to nie logiczne.
-No, ale pomyśl. Jeżeli ta dziewczyna to jego kochanka to chciał rozegrać to jak najciszej. Podając mnie do sądu zrobiłby wielkie zamieszanie i na 100% jego żona by się o tym dowiedziała, a
-A kradnąc laptopa załatwia sprawe po cichu  -podłapał temat. – A wiesz co to za facet?
-Mam dziwne wrażenie, że go znam, ale nie mam jak sprawdzić.
-Nie masz kopii zdjęć na tablecie?!
-No właśnie chyba nie, ale mogę sprawdzić. – wróciliśmy do domu. Wyciągnęłam z torebki tablet i sprawdziłam wszystkie foldery.- Mam tylko to –pokazałam mu zdjęcie, na którym wyraźnie było widać twarz kobiety. Uśmiechała się do obiektywu, mężczyzna zaś całował jej szyje.
-Ta laska to Magda. Podprowadząca. – powiedział.
-Trzeba z nią pogadać.  –Patryk chwycił telefon i gdzieś zadzwonił.
-Ubieraj się. Umówiłem się z nią w parku za 10 minut. – ubraliśmy się i już byliśmy w drodze do parku. Szukaliśmy Magdy. Kłóciła się z jakimś mężczyzną. Spojrzałam na tableta, gdzie cały czas miała wyświetlone zdjęcie.
-To on. – powiedziałam do Patryka. Podeszliśmy do pary. – Dzień dobry
-Dzień dobry – powiedział dumnie zdenerwowany facet, udając, że mnie nie zna.
-Cześć – uśmiechnęła się przyjaźnie Magda. – O co chodzi?
-O te zdjęcia – pokazałam na tablecie zdjęcie – które Wam robiłam. – facet zrobił wielkie oczy.
-Chcieliśmy się z Tobą spotkać, żeby się dowiedzieć z kim wtedy byłaś, ale już wiemy. – pomógł Patryk.
-Proszę to usunąć. –odezwał się mężczyzna.
-Jeżeli odda mi pan mojego laptopa to usunę wszystkie zdjęcia. – powiedziałam.
-Jakiego laptopa?! – zapytał.
-Już dobrze pan wie jakiego. – powiedział Dudek. Zapanowała cisza. Magda nerwowo spoglądała na naszą trójke, nie wiedząc o co chodzi.
-Nic mi do pana romansu, ale laptopa chciałabym odzyskać w całości, bo oprócz pana zdjęć mam tam dużo innych potrzebnych rzeczy. – myślał.
-Proszę za mną. – poszedł w strone jakiegoś biura, a my za nim. Weszliśmy do budynku i do gabinetu prezesa. – Proszę usiąść. –pokazał na krzesła przed biurkiem. Z szafki wyciągnął torbę z laptopem. Wyciągnął komputer i go włączył. – To czego przez przypadek się państwo dowiedzieli zostaje między nami?
-Dobrze. – odpowiedzieliśmy. Gdy komputer się włączył usunęłam co do jednego zdjęcia oraz te z tableta za prośbą pana Ktosia. Po odzyskaniu laptopa wróciliśmy do domu.  Nawet się nie spostrzegliśmy była już 20. Umyliśmy się i po zjedzeniu kolacji, położyliśmy się spać. W nocy obudził mnie szum. Otworzyłam lekko oczy. Zobaczyłam szoro-przeźroczysty cień przelatujący przez pokój. Otworzyłam oczy szerzej. Przeleciał jeszcze raz. Tym razem dużo szybciej wydając szum. Zamknęłam mocno oczy i wtuliłam się w Patryka. Nie szybko zasnęłam, ale jakoś zasnęłam.
 ************************************************************
Czytacie- Komentujecie
Wiem, że ten rozdział jest straszny, bo kompletnie nie miałam weny. I jest krótki i wgl.
Dwa pierwsze osoby, które sobie coś zażyczą to to dostaną (bez sensu zdanie, ale niech będzie :P)
Zostawiam Was ośnieżoną drużynę Falubazu i cudaka Dudusia :)

 

sobota, 11 stycznia 2014

38 rozdział



 Przez sen słyszałam rozmowę lekarza z Patrykiem.
-Ma duże obrażenia, ale będzie mogła jeszcze pojeździć. –powiedział lekarz.
-Dziękuję – lekarz wyszedł, a Dudek usiadł na krzesełku koło mojego łóżka. Otworzyłam oczy. Bolała mnie głowa.-Hej.- uniosłam lekko kąciki ust. –Nieźle Cię poturbowało. Oczywiście połamane żebra, ale to norma.
-Dla Ciebie. –burknęłam. – Coś jeszcze?
-No właśnie te żebra rozcięły błone żołądka i miałaś poważne obrażenia wewnętrzne. Jesteś po operacji. Połamana ręka i lekki wstrząs mózgu.
-Boże. –oczy mi się zeszkliły. Wszyscy mnie tak namawiali, żebym wróciła. Mówili, że wszystko będzie dobrze. Poważne wypadki zdarzają się rzadko. Chyba nie mnie. Wróciłam, bo czułam, że bez tego sportu nie potrafie żyć. Mniej bałam się wypadków. Byłam bardziej odważna. Miałam koło siebie dobrego ducha, który zawsze mnie wspierał. Podnosił na duchu. Teraz na pewno też będzie to robił, ale już się nie odważe wsiąść na motor. Nie i już! Niczyje namowy już nic nie dadzą. Patryk tylko się na mnie patrzył. Wiedział. Wyczytał z mojego wzroku, że nie chce nawet słyszeć o żużlu. Chciał mnie przytulić. Odepchnęłam go. –Wyjdź. Proszę. –poryczałam się na dobre. Wyszedł. Wiedział, że ja tego potrzebuje. Wiedział też kiedy ma wrócić.  Wzięłam głęboki oddech.  Trzeba się spiąć. „Nie można się poddawać.” Tak mówi tato. Brakuje mi ich. Zniknęli z życia swoich dzieci i radźcie sobie sami. Ja czasami nie potrafie. „Matka jest dzieciom potrzebna. Sama się o tym przekonasz” Mama tak mówiła, a teraz co? Sama nas zostawiła, a mnie czasami mama jest potrzebna. I nie tylko mnie. Choć jestem dorosła i żyje własnym życiem, ale czasami jej rada mogłaby mi się przydać. Ale jej nie ma. Ja sama muszę się do niej pofatygować, żeby pogadać. W drugą stronę to nie działa. Ale odeszłam od tematu. Tak jakoś mi się o rodzicach przypomniało. Mówiłam o tym, że trzeba się skupić na tym co mam. Nie poddawać się. Nie mam najmniejszego zamiaru się poddawać, tylko zrezygnować ze startów w rozgrywkach żużlowych. Oddać motory do klubu. Dzieciakom się przydadzą. To dobry sprzęt. Ale ja nie mam zamiaru się żegnać z żużlem. O nie tak szybko się mnie nie pozbędą! Przecież z wykształcenia jestem fotografem. Będę robić zdjęcia sportowe. Teraz Patryk może już wrócić. I jakby czytał mi w myślach wszedł do Sali. Ale nie sam. Za nim wszedł Maciek, Chris, Sealy i Darcy. No i oczywiście Max, który wbiegł i wskoczył na łóżko.
-Cześć ciociu. Przyszliśmy Ci polepszyć humor. –dostałam soczystego buziaka w policzek. Od razu mi się zachciało uśmiechać.
-Więcej Was matka nie miała? – zapytałam patrząc na bande stojącą przy moim łóżku.
-Nie miała, ale stwierdziła, że reszte przyśle innego dnia.  –zażartował Darcy.
-A Wy nie powinniście być już w Polsce?! Przecież dzisiaj jest normalnie liga! – powiedziałam wystraszona.
-Wpadliśmy na chwile i jedziemy. – Maciek zrobił smutną minkę.
-Inga się Tobą zaopiekuje. Poprosiłem, żeby przyjechała. – wytłumaczył Patryk. – Przyjadę najszybciej jak będę mógł.
-Kocham Cię – szepnęłam. Nachylił się nade mną i pocałował.
-Ja Ciebie też – pożegnałam się ze wszystkimi i pojechali. Zadzwonił mój telefon. Ola?! Przypomniała sobie o mnie?!
-No hej Toruniaku.
-No hej. Czemu Ty nie dzwonisz, że jesteś w szpitalu?!- zapytała. Była chyba trochę wystraszona. Czyżby się przejęła moim wypadkiem?!
-A co Sportowe już trąbią o wypadkach w Grand Prix?  -uśmiechnęłam się. Ten portal jest wszędzie i o wszystkim pisze. I wszystkiego możesz się u nich dowiedzieć. Jak w kolorowych pisemkach dla kobiet.  
-No tak. – westchnęła. – A skąd mam się dowiadywać jak ty do mnie nie dzwonisz? Hmm?
-Raptem dwie godziny temu się obudziłam. Potem wpadli do mnie chłopaki się pożegnać i pojechali do Polski. Przed chwilą wyszli. Kiedy miałam do Ciebie zadzwonić?! –powiedziałam trochę z wyrzutem.
-Przepraszam. Jestem przewrażliwiona, bo Natala też ma jakieś wiesz miłosne problemy i z nią gadałam. To mały, którego trochę trudno ogarnąć. Praca. Jestem po prostu zmęczona życiem.
-A Kamil Ci nie pomaga? –ciągnęłam temat. Nie chciałam z nią rozmawiać o mnie.
-W ogóle go nie ma w domu. Mijamy się. Było jak w bajce, ale kiedyś się to musiało skończyć.
-Ale czemu tak szybko?
-Mnie pytasz. To on. Jego ciągle nie ma. Ja pracuje w domu. Jestem cały czas z małym, który potrzebuje obojga rodziców.  Jak Kamil ma przerwe to i tak nie spędza jej z nami, tylko z kolegami w klubach. Zaczynam się powoli czuć jak kura domowa. To już Emil jest u nas częściej niż on. Krzysiu przywiązał się do niego. Czasami mówi, że wujek Emil jest lepszy od tatusia.
-Emil?! Czyżby robił na złość braciszkowi?
-Nie Pulczyński. Sajfudinow.
-Sajfudinow?! – byłam zdziwiona. Moja kochana starsza siostrzyczka wyrwała Sajfudinowa. –No wiesz. Wole chyba na szwagra Emila niż Kamila.
-Natalia?! Ja kocham Kamila.
-Oszukujesz sama siebie. Zobaczysz. Za chwile wyjdzie na jaw jego romans i wtedy już nie będziesz tak broniła Pulczyńskiego.- wiem, że mówiłam dobitnie, ale ona zawsze mi tak kazała i sama tak robiła.
-Boje się, że tak na prawde może być. –zapanowała chwilowa cisza.
-No, ale widzimy się we wrześniu na weselu u Przemka?! – zmieniłam temat.
-Oczywiście. Szykuje się dobra zabawa.
-Dobra to mało powiedziane. Jak tam będzie tylu żużlowców. –zaczęłyśmy się śmiać.
-Mmm.. i takich przystojnych.
-Ola?!
-No co? Ja też mogę. Nie wiadomo co mój mąż robi w tych klubach, ale na pewno nie siedzi grzecznie przy stole. Kto by w to uwierzył? Ja na pewno nie. – rozpogodziła się- Ty nawet nie wiesz jak się wystraszyłam jak zobaczyłam ten wypadek Emila, a potem ty. Pedersen to…
-Nie wyzywaj go. To spoko gościu, ale go czasami ponosi. Lubie go bardziej niż Bartka. A wracając do przystojności  żużlowców. Choć nawet nie wiem czy takie słowo istnieje. To Emil jest niczego sobie.
-Wiem. I na ojca się nadaje. Przetestowałam go. –znów zaczęłyśmy się śmiać.
-Tylko nie w chodź w romans z nim. Poczekaj aż Kamil się potknie. Po rozwodzie możesz robić co  chcesz.
-Wiem. Pilnuje się.
-Nie idziesz dzisiaj na mecz?
-Ide. Mam jeszcze dwie godziny. Na szczęście Kamil nie jeździ w Toruniu. I nie szczęście.
-Wynajmij detektywa. – zaproponowałam.
-Natalia nie żartuj sobie.
-Nie żartuje. Szybciej dowiesz się czy Cię zdradził. I będziesz mieć dowód.
-Nie, nie chce. To nie fair.
-A on jest fair wobec Ciebie i małego?
-Natalia.
-Oki. Nie drążę.
-Przepraszam muszę kończyć. Emil przyjechał po nas.
-Nie szalej. Papa.
-Papa. Zdrowiej. –rozłączyła się. Emil?! Przecież miał wypadek wczoraj. Wyciągnęłam z mojej torby tablet, włączyłam Sportowe Fakty. Na samym wejściu poraziły mnie nagłówki. „Wypadki wczorajszego Grand Prix” „Czy Natalia Walasek wróci jeszcze na tor?” „ZZ w Toruniu”. Włączyłam ten trzeci.
We wczorajszym Grand Prix Emil Sajfudinow uległ poważnemu wypadkowi. W dzisiejszym meczu toruńska drużyna zmuszona jest zastosować Zastępstwo Zawodnika lub wstawić kogoś innego.
-Zdecydowałem się na ZZ, ponieważ stawia to naszą drużynę w lepszej sytuacji. Ubolewamy nad utratą takiego zawodnika jak Emil, ale trzeba jakoś sobie radzić. – mówi trener toruńskich Aniołów, Jan Ząbik.
-To, że nie mogę towarzyszyć chłopakom na torze, nie znaczy, że nie będę z nimi. Wracam w nocy do Torunia i będę uczestniczyć w meczu, ale jako kibic. W końcu będę mógł zobaczyć jak wygląda mecz z ich strony. (śmiech)-tłumaczył Emil, po wczorajszym GP. –Chciałbym jeszcze zahaczyć o Falubaz, który musi wstawić innego juniora, za tak fenomenalnego. Mówię tu oczywiście o Natalii Walasek, która tak samo jak ja uległa wczoraj wypadkowi. Nie miałem jak  życzyć jej szybkiego powrotu do zdrowia, ale wiem, że będzie to czytać. […]
Lubie go jeszcze bardziej. Może jednak Ci Ruscy nie są tacy źli. Nie wszyscy. Ja za to nie mam mu jak podziękować. Czytając tak te reportaże zastał mnie wieczór. Odłożyłam tableta i zamknęłam oczy.
Obudził mnie odgłos tłuczonego kubka.
-Sory, sory. Nie chciałam – gadała jak najęta – Chciałam postawić pomarańcze i ona go popchnęła i on spadł i się potłukł.
-Biedny kubek.
- No biedny, ale pochowam go z honorem w śmietniku. Kupie Ci nowy.
-Ja mam zamiar jak najszybciej stąd wyjść. Najlepiej dzisiaj.
-Chciałabyś. – powiedziała i usiadła, wpatrując się w ten nieszczęsny kubek –Nie będę dobrą matką. Z taką ręką. Bosz. - pozbierała go i wyrzuciła do kosza.
-A co w ciąży jesteś?
-Nie! –krzyknęła – Nie śpieszy nam się. Mamy czas.
-To dobrze, że tak twierdzisz. Inni są innego zdania.
-Czy po prostu była wpadka?
-Chyba raczej wpadka. –przytaknęłam. – To co mi dobrego przyniosłaś?
-Owoce – pokazała wnętrze torby – Nie będę może wyciągać. Jak coś to sobie weźmiesz. Hmm… i tyle. – popatrzyłam na nią rozczarowana. – No sory. Nie nadaje się wiem.
-Kup mi coś słodkiego. Czekolade najlepiej.
-Ale ci chyba nie wolno jeść takich rzeczy.
-Serio i ty gadasz takie rzeczy? Przecież nie mam zamiaru zjeść całej na raz, bo naprawdę by mi zaszkodziła.
-Oki to Ci kupie. Coś jeszcze?
-Wode niegazowaną. Dużą. I gumy miętowe.-złożyłam zamówienie.
-Oki. Kupie. A muszę tu cały czas z Tobą siedzieć?
-Nie. A czemu pytasz?
-Bo mi Patryk kazał.
-Nie musisz. A te rzeczy przynieś mi dzisiaj po południu. Leć sobie już.
-Kupie. Papatki. – posłała mi całusa i już jej nie było. Młoda, żywiołowa, że jej się chce. Ona to jeszcze nic, a Mikkel. Facet 23 lata i jak dzieciak. Teraz to przynamniej wiem kto go tak pobudza. Zastanawiam się co zrobić z tą Olą. Pomysł z detektywem nie był zły, ale rozumiem ją. Ona zawsze chce być taka fair, ale nie rozumie, że on jest nie fair. Zapomniał, że ma żone i dziecko?! Zapomniał jak ją kochał?! Zapomniał. I tyle. Mój plan był prosty. Wziąć sprzęt i go śledzić. Będę miała dowód na to, że nie kocha Oli, a zabawia się z innymi. Ona jest dla mnie jak siostra, a Kamil od początku mi się jakoś nie podobał. Do Sali wszedł lekarz.
-Mam dla pani dobrą wiadomość. – spojrzałam na niego pytającym wzrokiem – Jutro panią wypisujemy – uśmiechnęłam się. – Ale musi się pani zgłosić do lekarza w Polsce. Dostanie pani wszystkie najważniejsze dokumenty. Jutro rano przyjdę z wypisem.
-Dziękuję – wyszedł. Cieszyłam się jak dziecko. Będę mogła wrócić do domu. Jak fajnie. Będę mogła zacząć mój plan. Coś czuje, że Olka mnie zabije. Wieczorem wpadła do mnie Inga.
-Wiesz jakie tu są ciuchy. Zarąbiste. – opowiadała o swoich łowach. – U nas wszystkie sklepy pozamykane, a tu normalny dzień handlowy. Śliczną sukienke sobie kupiłam. Zobaczysz jak stąd wyjdziesz.
-Czyli jutro.
-Jutro?!
-Nom.
-Jak fajnie.  To może zabukuj nam bilety do Polski. Wrócimy szybciej, bo tęsknie.- powiedziała.
-A przed chwilą tak bardzo podobały Ci się zakupy. Zakochaniec. Zabukuje. Tylko nie idź dzisiaj na żadną impreze. Rano bądź tutaj pomożesz mi się zabrać.
-Oki – dostałam buziaka w policzka i znów wyleciała. Pędziwiatr. Tak jak prosiła zabukowałam dwa bilety do Polski na jutro.

-Pani wypis – lekarz podał mi teczke – i inne dokumenty.
-Dziękuję – wzięłam torbę i wyszłam przed szpital. No i gdzie jest ten mój Pędziwiatr. Pod szpital zajechała taksówka. Wysiadła z niej Inga.
-Sory, że tak późno. – wzięła ode mnie torbe i wsiadła do auta. Zrobiłam to samo. Dojechałyśmy na lotnisko, wsiadłyśmy do samolotu. Kierunek: Nasz Kochany Kraj. Niby Polska to taki zapyziałe państwo, ale ja nie potrafiłabym mieszkać w innym.
******************************************************************
Czytacie- Komentujecie
Jestem zawiedziona, bo pod ostatnim rozdziałem nie pojawił się żaden komentarz :( Mam nadzieję, że się zrehabilitujecie i teraz trochę napiszecie. Większość z Was sama pisze takie opowiadania, więc wiecie, że komentarze dodają motywacji. 
Tak jak zawsze. Dwie pierwsze osoby dostają zdjęcie. Dwie osoby, które o nie poproszą.