niedziela, 30 marca 2014

49 rozdział



Usiadałam na łóżku. Wsłuchiwałam się w głuchą cisze po drugiej stronie telefonu.
-Mamuś. – szepnęłam. Myślałam o najgorszym.
-Mamo. Daj ja jej powiem. – usłyszałam głos Dawida. – Cześć siostra. Wiem, że psujemy Ci wolne, ale tu chodzi o twoją córkę. – zamrugałam nerwowo, a mój oddech przyspieszył dwukrotnie.
-Co się stało? – szepnęłam.
-Natalia, ja nie wiem czemu tak się stało. Zabraliśmy ją do lekarza, ale on… - dukał.
-Dawid! Mów co się stało!! – krzyknęłam, choć i tak już wiedziałam co się stało. Z oczu zaczęły mi lecieć łzy. Do mojego pokoju wszedł Adrian.
-Natalia? –powiedział z przymrużonymi oczami.
-Dawid, do cholery! Mów! – zalałam się łzami.
-Julia. Ona… nie…. Ona nie żyje. – wyszeptał. Upuściłam telefon i zaczęłam głośno płakać. Adrian podszedł i mimo tego, że nie wiedział co się stało, przytulił mnie mocno. Gdy się trochę uspokoiłam odsunął mnie od siebie i spojrzał prosto w oczy.
-Powiesz mi co się stało? –gdy zobaczył, że nie znów przylgnął do mnie. Po chwili znów spróbował. Wzięłam głęboki oddech.
-Muszę wracać do Polski. – wyłkałam.
-Czemu? Przecież dopiero co przyjechałaś.
-Moja córka… ona nie żyje. – ścisnęłam mocno powieki, ale to nie pomogło, bo i tak łzy zaczęły znów wypływać. Adrian znów mnie przytulił.
-Cii…cicho. –szepnął w moje włosy. – Przykro mi.
-To, że Ci przykro nie przywróci życia mojej córce!  -spojrzałam na niego z pretensjami. – Jade do Polski. – zerwałam się z łóżka, ale Polak skutecznie mi to uniemożliwił. Usiadłam z powrotem. –Jadę do Polski – powtórzyłam stanowczo.
-Ale nie teraz. Idź spać. – mówił spokojnie.
-Ja teraz nie zasnę!
-Nie krzycz, bo obudzisz Wiktorie i Michała. Daj mi skończyć. Spróbujesz zasnąć. Zostane z Tobą. Rano na spokojnie się spakujesz i zawioze Cię na lotnisko. Dobrze? – podniósł brew.
-Dobrze – burknęłam i zawinęłam się w kołdre. – Zostaniesz? –uśmiechnął się i wbił pod kołdre obok mnie.
-A kto się nią opiekował? –zapytał niepewnie.
-Mama i mój brat. – pociągnęłam go za rękę i objęłam się nią w talii. Adrian nie zaprotestował.
-A jej ojciec? Gdzie jest? – pytał dalej. Domyśliłam się, że na tym pytaniu się nie skończyło.
-Hmm.. Dzisiaj miał mecz w Niemczech. A tak w ogóle to nie wie, że ma dzieci.
-Co?
-Nie wie, że ma dzieci. Nie powiedziałam mu. – westchnął.
-Wiesz, że bilet będzie Cie kosztował majątek? Jeżeli w ogóle uda Ci się coś kupić. – powiedział po chwili.
-Wiem. To może zaczekam do po jutra?
-Tak będzie lepiej. –zamknęłam oczy i w objęciach gościa, którego w ogóle nie znam próbowałam zasnąć. Ale tak jak podejrzewałam łatwo mi to nie przyszło. – Uważam, że powinnaś mu powiedzieć. –odezwał się.
-Nie tylko ty tak uważasz. – burknęłam, bo wiem, że zacznie mi truć jak Maciek. Właśnie Maciek. Brakuje mi go. Jestem zła, że postawił mnie przed takim wyborem. Powiem - nie powiem. Będę musiała do niego zadzwonić. Tęsknie.
-No widzisz i ten ktoś ma racje.
-Jasne. A myślisz, że to takie proste?!
-No na pewno nie, ale jak można ukryć ciąże?!
-Nie jeździć na mecze przez rok. Nawet nie wiesz jak to bolało. Nie wiedziałam meczu żużlowego przez rok! –przeżywałam.
-Wy to macie problemy. Ale ukrywać przed chłopakiem mogłaś ciąże i to do tego bliźniaczą.
-Ale masz problemy. Przecież to nie Ty jesteś ojcem.
-Ale gdybym był to bym się nieźle wkurzył.
-On nie ma prawa się na mnie denerwować, bo wystarczająco ja się przez niego nadenerwowałam. Ide spać -  wtuliłam się w poduszke. Po dość długim czasie zasnęłam. Rano obudziłam się sama, ale nie zamierzałam wstawać. Czułam oddech Adriana na swojej szyi.
-Mamo – usłyszałam szept Nicole. –Mamo! – krzyknęła.
-Nicole. Cicho. Ciocia śpi.
-No, śpi. Razem z wujkiem.
-Co?! – usłyszałam zgrzyt drzwi. Uchyliłam jedną powieke. W drzwiach stała Wiktoria, a bok niej Nicole. Ściągnęłam z siebie ręke Adriana i powoli się podniosłam. Mina Wiki była rozwalająca.
-Co się tak gapisz? – uniosłam lekko kąciki ust.
-Wy ten coś. – wyjąkała.
-Zwariowałaś. – powiedziałam – On spał ze mną, bo… -przerwałam, bo przypomniało mi dlaczego Adrian ze mną spał. Do oczu napłynęły mi łzy.
-Ej. Przecież ja nic takiego nie powiedziałam. – usiadła koło mnie na łóżku i przytuliła.
-Julia nie żyje. Obudziłam Adrian i poprosiłam, żeby poczekał aż zasne i zasnął razem ze mną.
-Jak to Julia nie żyje?
-Wiem tylko, że nie żyje. Dlatego też musze wrócić do Polski. – spojrzałam na nią. –Przepraszam. Tak dawno się nie widziałyśmy. Przepraszam.
-Nie przepraszaj mnie. Kiedy jedziesz?
-Chciałam dzisiaj, ale to może być dość drogie, dlatego pomyślałam, że jutro polece.
-Dobrze. My przyjedziemy do Ciebie najszybciej jak uda nam się załatwić jakieś wolne.
-Dziękuję.
***********************************************************************************
Czytacie-Komentujecie 
 

piątek, 28 marca 2014

ZAPRASZAM!!!

Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, którego rozdziały będę publikować na nowym blogu, Skok po miłość.
Jest związany ze skokami narciarskimi, ale dla fanek żużla też się coś znajdzie, możecie na mnie liczyć :)
Zapraszam!!!!

sobota, 22 marca 2014

48 rozdział


-Ja nie mogę przyjechać, ale mogę wysłać mojego chłopaka albo jego kolege. Bo w takim wypadku nie pozwole Ci lecieć samolotem.-  powiedziała troskliwie.
-Wiki, ale nie chce robić problemu. Zobaczymy się jak dzieci będą większe. Poczekam. – tłumaczyłam.
-Ale to nie problem. Adrian jest bardzo chętny, żeby po Ciebie przyjechać.- upierała się.
-Twój chłopak? –uśmiechnęłam się.
-Nie. Michał to mój chłopak, a Adrian to nasz kolega. Wolny. – poinformowała się.
-To jeżeli to nie problem, to niech przyjedzie. Jestem u siebie w Zielonej. – pogadałyśmy jeszcze chwile i się pożegnałyśmy. Umówiłam się z nią, że Adrian przyjedzie za tydzień.
>>tydzień później<<
Ding, dong. Zabrzmiał dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. Stał w nich wysoki brunet. Był zabójczo przystojny. Jego czekoladowe oczy śmiały się razem ustami.
-Dobrze trafiłem? Ty jesteś Natalia Walasek?
-Tak. Wejdź. – uśmiechnęłam się i wpuściłam go do środka.  –Wiktoria powiedziała Ci, że dzieci nie jadą z nami?
-Nie- westchnęłam.
-Nie potrzebnie jechałeś, ale… - przeszliśmy do salonu, gdzie siedziała moja mama.
-Dzień dobry – grzecznie przywitał się Adrian.
-Dzień dobry – odpowiedziała i poszła do kuchni.
-To gdzie masz bagaże? Zabiore do samochodu. – uśmiechnął się. Mdleje!!!! Jezu jaki on ma czarujący uśmiech!! Jejciu, ja mam mózg nastolatki!!! –Natalia – pomachał mi ręką przed twarzą.
-O sory. –ocknęłam się. Bosz! Jaka wpadka!!! –Zamyśliłam się. Chodź za mną. –weszliśmy na góre do sypialni. Pokazałam mu torbę.
-Poczekam na Ciebie w aucie – wziął torbe i wyszedł z pokoju. Weszłam do pokoiku, gdzie spały maluchy. Pocałowałam ich w czółka i po cichu wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół i w korytarzu pożegnałam się z mamą.
-Baw się dobrze i wgl się nie bój. Wychowałam dwójke dzieci, poradze sobie z wnukami. – uśmiechnęła się. Wiedziałam, że jest nie zastąpiona i że przy niej moim maluchom nic się nie stanie.
-Mamuś ja wiem. – przytuliłam się do niej. Wzięłam torebke i wyszłam z domu. Wsiadłam do auta Adriana. Mimo tego poczucia, że dzieci są bezpieczne, ale i tak dziwnie się czułam. Przez ten wypadek mam złe przeczucia. Ruszyliśmy do Mediolanu.
>>11 godzin później<<
-Myślałam, że już nie przyjedziecie!! – z małego jednorodzinnego domku wybiegła Wiktoria. Rzuciła mi się szyje. – Mamusiu jak ja Cie dawno nie widziałam!!! – krzyczała.
-No ja Ciebie też, ale nie chciałabym ogłuchnąć. –zaśmiała się. Z domku wyłonił się Michał prowadząc za rękę małą dziewczynke, który był prawie taki sam jak on. –Wasz? –zapytałam nie spuszczając wzroku z malucha.
-Tak – powiedziała dumnie. – Nicole – zawołała, a mała podbiegła do mamy. – To jest ciocia Natalia.
Wieczorem siedzieliśmy przy winie.
-Nie wierze. Nie pomyślałabym, że Patryk jest do tego zdolny. – podsumowała moją opowieść.- Dupek. –zaśmiała się.
-Zazroszcze Ci. Masz męża. Jesteś z nim szczęśliwa. Masz dziecko. Zdrowe i nie musisz uważać czy czasem gdzieś nie ma za dużo siniaków. Ja nie mam męża, ale mimo wszystko jestem szczęśliwa, że nie mam fałszywego chłopaka. Boli mnie to, że musze męczyć moje dzieci, częstymi wizytami u lekarzy.
-Aż tak źle wypadek na nich wpłynął?
-Niby nie, ale nie bez powodu wsadzili Julke do chłodni, a Grzesia na OIOM.
-No tak. Biedulko. – przytuliła mnie.
-Przeżyje  -uśmiechnęłam się. Do pokoju wszedł Adrian z Michałem.
-Zasnęła bez problemów? – zapytała Wiki spoglądając na swojego chłopaka.
-Tak, ale wcześniej opowiadając jak to ona z ciocią się bawiła.- Adrian podał mu butelke piwa.
-Była taka przejęta, że nie można jej było uspokoić. – dokończył Adrian. Spojrzałam na niego i przez chwile utkwiłam wzrok na jego twarzy. Mam 24 lata. Normalne kobiety w tym wieku jeszcze dobrze się bawią, a ja?! Ja jestem samotną matką. Zarąbiście. Co nie?! Czemu ja nie mogę mieć tak jak normalne kobiety?! Czemu nie mogę na legalu podrywać facetów, którzy mi się podobają?! Bo muszę być odpowiedzialna. Może gdybym miała chłopaka to by mi to nie przeszkadzało, ale w takiej sytuacji. Jestem kobietą i mam potrzebe flirtu, ale nie mogę! To tak irytuje.
-Natalia! – krzyknął Adrian.
-Co?! – zamrugałam.
-Czemu się tak we mnie wpatrujesz? – zapytał.
-Co?! – rozejrzałam się dookoła. Wszyscy siedzieli tam gdzie wcześniej, ale jakoś dziwnie się na mnie patrzeli. – Przepraszam. Zamyśliłam się. Może pójdę się położyć. Jestem zmęczona. – wstałam i udałam się do swojego pokoju, a następnie do łazienki. Po umyciu się położyłam się do łóżka.
Obudził mnie dźwięk telefonu.
-Cześć mamo. –wymamrotałam. Po drugiej stronie panowała grobowa cisza. – Mamo? Mamo?! MAMO!!
*************************************************************************
Czytacie-Komentujcie

Powracam!!! Znaczy się nie wiem na jak długo, bo jakoś nie mam weny, ale postaram się coś pisać. 

Adrian Kasas


















Michał Kasprzyk





















Nicole Kasprzyk


niedziela, 9 marca 2014

47 rozdział

>>Janowski<<
-Stary co ty taki zdenerwowany? Przecież to normalny mecz. – gadał Patryk.
-Stary! Mógłbyś ze mnie zejść?! – krzyknąłem. – Męczysz mnie już od dwóch godzin! – wstałem i wyszedłem na tor. Gościu gdybyś wiedział, że twoja była dziewczyna była w ciąży i jeszcze miała wypadek to też byś się denerwował!!!, krzyczałem do niego w myślach. Natalia to moja przyjaciółka, dlatego denerwuje się tym wszystkim. Mój telefon się rozdzwonił. Dzięki Bogu. Ola.
-Co z Natalią? –zapytałem na powitanie.
-Hej. Spokojnie. Wszystko jest okey. Z dzieciakami też.
-Jak z dzieciakami, jak tylko jedno żyje?
-No właśnie nie. Obydwoje żyją i mają się dobrze.
-Ale jak?!
-Wszystko Natalia Ci wyjaśni jak przyjedziesz. My z Tusią musimy wracać do pracy, więc dzisiaj wyjedziemy. –przerwała. –A i Natalia prosiła, żebyś wybrał imię dla dziewczynki. Ze szczegółami dzwoń do niej. Na razie. – rozłączyła się.
-Na razie. – Ja nie wierze! Jak można popełnić taki błąd?! Polscy lekarze schodzą na psy! Ale z drugiej strony to dobrze, że dziewczynka żyje. Imię. Przecież Natalia wybrała dla niej imię. Wybrałem numer Zielonogórzanki.
-Hej – usłyszałem cichy głos.
-Cześć. Przecież wybrałaś imię dla dziewczynki.
-Ale Tobie się nie podobało, a w takiej sytuacji chciałabym, żebyś to Ty jej wybrał imię. – nadal mówiła szeptem. Najlepiej rzuciłbym wszystko i pojechał tam do niej.
-Ale … -zacząłem, ale przerwał mi płacz dziecka. Słyszałem jak Natalia do niego mówi i ucisza.
-No wymyśl coś, bo nie wiem jak mam się do niej zwracać. – zachichotała.
-Julia. – powiedziałem. – Podoba mi się Julia.
-Dobrze. No to Julio –zwracała się do maleństwa –Ej, a jakie ona będzie mieć nazwisko? –teraz do mnie.
-Twoje?!
-Ok. Julio Walasek. Ładnie. – zapanowała cisza. – Przyjedziesz?
-Zaraz po meczu. – odpowiedziałem.
-Nie powiesz nic Patrykowi?
-Głupie pytanie. Nie powiem. Nie mogę się doczekać, żeby Was zobaczyć. –wiem, że się zarumieniła, bo ja też.
-Nas. –szepnęła. –Maciek. Mam prośbe. Potrzebny mi jest dowód, że Patryk jest ojcem. Pielęgniarka powiedziała, że włos by wystarczył. Wykombinujesz coś?
-Dla Ciebie zawsze. – ugryzłem się w język. Głupku! Uważaj na słowa.
-Dzięki. Do zobaczenia. – rozłączyła się. Ja piernicze! Co ta dziewczyna robi z moją psychą?! Dobra koniec z takimi myślami. Muszę wykombinować skąd wziąć włosy Patryka. Wróciłem do parku maszyn.
-Patrycja! –zawołałem dziewczyne.
-Słucham – podeszła do mnie.
-Mam sprawe. Potrzebuje troche włosów Patryka. –spojrzała na mnie jak na debila. – Nie ważne do czego. Potrzebne na dzisiaj.
-Okej. Wykonam.- pobiegła na boksu Dudka. Pod koniec meczu miałem to co chciałem. – Po co ci to? Budujesz klona?
-Nie ważne. Dzięki. – odebrałem od niej woreczek i wskoczyłem do samochodu. Napisałem do Natalii: „Wyjeżdżam z Zielonej. Mam to co chciałaś.” Na co odpisała: „Jesteś kochany :* Czekam” Po dwóch godzinach mordęgi byłem w Jeleniej Górze. Zanim wszedłem do Sali złapała mnie ta sama pielęgniarka co wcześniej.
-Natalia na pana czekała, aż w końcu zasnęła. Dzieciaczki są na dziecięcym. Natalia mówiła, że pan coś przywiezie.
-A tak. –wyciągnąłem z kieszeni woreczek. – Starczy tyle?
-Oczywiście. Nawet nie będę pytać jak pan je zdobył.
-Mam swoje sposoby. To mogę do niej wejść?
-Tak, ale po cichu. – uśmiechnęła się niejednoznacznie. Na pewno nadal twierdzi, że jestem z Natalią. Wszedłem do Sali. Tak jak powiedziała pielęgniarka, Natalia spała. Usiadłem na krzesełku obok łóżka. Przyglądałem jej się dokładnie. Ktoś by mógł pomyśleć, że jesteśmy parą, ale my jesteśmy po prostu przyjaciółmi. Choć to czasami wygląda inaczej. Kocham ją, ale tylko i wyłącznie jak siostre albo mi się tak tylko wydaje. Położyłem głowę na brzuchu Natalii i …. zasnąłem.
>>Natalia<<
Gdy się obudziłam poczułam jakiś ciężar na brzuchu. Otworzyłam oczy i spojrzałam w dół mojego ciała. Głowa Macieja spoczywała na moim brzuchu. Uśmiechnęłam się i przejechałam palcami po jego włosach.
-Honorowy małżonek… –do Sali weszła jak zwykle uśmiechnięta pani Wanda. – przyjechał wczoraj, około jedenastej. Przywiózł to co nam było potrzebne.
-I co? – zapytałam. Maciek zamruczał i otworzył oczy. Podniósł się szybko i spojrzał na nas.
-Przepraszam. Zmęczony byłem. – tłumaczył.
-Nic się nie stało – uśmiechnęłam się. –Co z tym DNA? – spojrzałam na panią Wande.
-Ojcem jest bez wątpienia pan Dudek, ale… - zawahała się.
-Ale… -dociekałam.
-Zastanawia mnie czemu organizm chłopca przyjął bez problemu krew pana Maćka.
-Bo mieli taką samą grupę?- uniosłam brew. No przecież wiedziała, że Patryk jest ojcem dzieci to czemu jeszcze gdyba?!
-Organizmy dzieci są zazwyczaj dużo bardziej wymagające, więc dlatego się dziwie, że bez problemu przyjął cudzą krew.
-Nie wiem czemu, ale cieszę się, że wszystko się wyjaśniło. – westchnęłam. – Dziękuję za informacje. – pielęgniarka wyszła z Sali.
-Mogę zobaczyć maluchy? –spojrzał na mnie. Przez chwile wpatrywałam się w jego niebieskie tęczówki. Ujrzałam w nich coś innego. Odwrócił wzrok.
-Tak. – powoli wstałam z łóżka. Ubrałam szlafrok i buty. Ruszyliśmy na oddział dziecięcy. –Przedstawiam Ci Julie i Grzegorza. – powiedziałam pokazując na dwa inkubatory stojące koło siebie.
-Cześć maluchy –powiedział przyglądając im się na zmiane.- Julia i Grześ. – szepnął. Do powrotu do Sali się nie odzywał. Coś go trapiło.
-Co się dzieje? –zapytałam siadając na łóżku. Nic nie odpowiedział.
-Muszę jechać. – powiedział.
-Gdzie? – złapałam go za rękę.
-Do Zielonej Góry. – spojrzał mi ze złością w oczy.
-Po co? – zdziwiłam się.
-Do Patryka. Powiedzieć mu prawde. – mówił stanowczo.
-Nie. Nie zrobisz tego.
-Zrobie. Jeżeli sama nie potrafisz. – był zły. Tylko dlaczego?!
-Daj mi trochę czasu. Przecież wiesz, że to trudna sytuacja. – miałam w oczach łzy. Tylko nie to!
-Ok.- wyszedł. Zostawił mnie z myślami. Zakochał się we mnie?! Nie to nie możliwe. Przecież nie dawałam mu żadnych powodów. Chyba, że mi się tak tylko zdaje. Mój telefon zadzwonił. Na ekranie widniał numer. Odebrałam.
-Tak słucham.
-Cześć Natalia. Tu Wiktoria. – od razu poznałam głos koleżanki.
-Boże jak ja Cię dawno nie słyszałam. – uśmiechnęłam się do telefonu. Pamiętam moment, gdy wyjeżdżała z Polski. Już tak dawno jej nie ma, ale ja i tak o niej zapomniałam.
-No ja Ciebie też. Może do mnie wpadniesz? –zasugerowała.
-Chętnie, ale nie wiem czy będę mogła. Dużo się u mnie pozmieniało.
-Ja niestety nie mogę przylecieć, bo dopiero co dostałam prace i wiesz, nie chce od razu brać urlopu. Chyba rozumiesz?
-Rozumiem. Zobacze.  Mogę dzwonić na ten numer?
-Tak, tak. To mój. Czekam na Ciebie. – rozłączyła się. Ale rozmowa. Chętnie bym do niej pojechała, ale co z dziećmi??
**********************************************************************************
Czytacie- Komentujecie






                             Wiktoria Kasprzyk (Apanaszewicz) 



Rozdział z dedykacją dla mojej HOT 15-nastki. Dla Wiki :****












P.S. Polecam. Wbijać na tego bloga:  A może do czerni trochę koloru???

środa, 5 marca 2014

46 rozdział


-Maciek! – ktoś mną trząsł –Maciek! Pobudka! – otworzyłem oczy. Zobaczyłem przed sobą dwie kobiety.
-Co jest? Gdzie Natalia? – podciągnąłem się na krześle.
-Ile ty tu siedzisz? –zapytała brunetka. Dopiero jak przetarłem oczy zauważyłem, że stoi przede mną Ola i Natalia (znaczy się Tusia).
-Długo. Która godzina? –zapytałem.
-Po jedenastej.
-Rano?! –ożywiłem się.
-Taak. A co? –Ola wpatrywała się we mnie.
-No, a nie pamiętasz może jaki ja mam zawód. Boże ja powinienem być już w drodze do Zielonej! – zerwałem się z krzesełka – Zadzwońcie do mnie później! Na razie! –krzyknąłem zmierzając do drzwi szpitala.
>>Natalia<<
-Olka przestań się denerwować – usłyszałam delikatny jak zawsze głos Natalii. Wzięłam głęboki oddech nie otwierając oczu. I tak wiedziałam kto przy mnie siedział.
-Jak mam się nie denerwować. Ona śpi już dość długo, a dzieci?! – mówiła Ola. Domyśliłam się, że połykała łzy.
-Nie martw się. Ja też się denerwuje. Szkoda, że Maciek musiał pojechać. – stwierdziła Tusia, ale ja osobiście jej nie popierałam. Dobrze, że Maćka tu nie było. Zaczęłam powoli otwierać oczy. Stały przy oknie, ślepo wpatrując się w dal. Jak na złość dzisiaj był piękny słoneczny dzień, a wtedy?! Podniosłam się na rękach. Strasznie bolał mnie brzuch. Ścisnęłam pięści i dążyłam do swego. Usiadłam.
-Nie no. Aż tak źle to chyba nie jest. Co nie? – odezwałam się, a one równocześnie się obróciły. Przez chwile tylko na mnie patrzyły, a potem podeszły i mocno przytuliły.
-Żyjesz – odetchnęła Ola.
-Tak szybko się mnie nie pozbędziecie. – uśmiechnęłam się. Odczepiły się ode mnie i usiadły na krzesełkach postawionych koło łóżka.
-Boli Cię coś? – zapytała Natalia. Spojrzałam na nią z politowaniem. –No przecież nie zapytałam, Jak się czujesz?!
-Ta wersja tego pytania jest jeszcze gorsza. Wymyśl lepszą. – do Sali wszedł lekarz.
-Jak dobrze, że pani się obudziła.- powiedział.
-A małżonek zwiał? – za nim stała na oko 50-letnia pielęgniarka. Spojrzałam na Ole, która uratowała sytuacje.
-Praca.
-Pani Wando – upomniał ją lekarz. Wyszła obrażona. Śmieszni ludzie. – Przepraszam za nią. Umie rozśmieszyć człowieka. – uśmiechnął się szczerze. On z kolei wyglądał na około 30 lat i bardzo podejrzanie spoglądał na siedzącą obok mnie Natalie, która nerwowo się uśmiechała.- Muszę sprawdzić opatrunek. – podszedł do mnie i podniósł kołdre. Poczułam się dość. No chyba wiecie jak. –Boli tu. – pokręciłam przecząco głową – A tu.
-Auu..- krzyknęłam. Odsunął się i uważnie na mnie spojrzał.
-Będziemy musieli zrobić tomografie. – już chciał wyjść.
-Panie doktorze. Co z moimi dziećmi?
-Przyśle panią Wande. Ona zainteresowała się maluchami. – wyszedł.
-Co z dziećmi? – spojrzałam po przyjaciółkach. – Wiem, że wiecie! – krzyknęłam.
-Spokojnie, dziecko. –uspokoiła mnie pani Wanda. – Miał mnie wyręczyć pani kolega, ale sobie zwiał. Przepraszam, jeżeli to zabrzmiało jakby mi się nie chciało wykonywać pracy. Uwielbiam swoją pracę, a o pani malucha zadbałam sama.
-Jak to malucha? Przecież były dwa? – miałam już w oczach łzy.
-Dziewczynka nie żyje. Bardzo mi przykro. Lekarze robili co mogli, ale… -wytarła chusteczką łze – Przepraszam. Po prostu tak strasznie boli śmierć takich maluchów. Chłopiec będzie żył, bo dostał krew. I właśnie w związku z nią muszę o czymś pani powiedzieć, ale… to może później. – powiedziała widząc mój stan. Łzy lały mi się po policzkach. Natalia trzymała moją rękę, a Ola drugą. Podeszła. Pogładziła mnie po policzku. – No już, kochanie. Nie płacz. Masz jeszcze jedno dziecko, które Cię potrzebuje.
-Wanda! Chodź szybko! – z korytarza dobiegł głos kobiety.
-Przepraszam Was. – wybiegła z Sali. Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam ciężko powietrze.
-Ona ma racje. Musisz być silna dla… - zaczęła Ola.
-Grzesia –pomogłam jej.
-Dla Grzesia.
-Jestem ciekawa o  co jej chodziło z tą krwią. – odezwała się Natalia. Spojrzałyśmy na nią. – No coś wspominała.
>>Natalia (Tusia)<<
Wyszłam z Sali w celu udania się do toalety.
-Jak mogliście popełnić taki błąd?! Jak można wsadzić żywego człowieka do prosektorium?! – krzyczała pani Wanda. Tym razem jej głos nie był ciepły i przyjazny.
-Nie krzycz! My też jesteśmy ludźmi i popełniamy błędy. – tłumaczył lekarz, ale nie ten co przyszedł do Natalii. Podeszłam bliżej zgrupowania.
-Ale to jest niemowle. – uspokoiła się trochę pielęgniarka.
-A co się stało? – zapytałam. Sama byłam zaskoczona tym co powiedziałam. Spojrzeli na mnie.
-Niech się pani nie interesuje.  –burknął lekarz.
-Chodzi o córke pani koleżanki-  odpowiedziała pani Wanda.
-Ale ona przecież nie….-otworzyłam szeroko buzie. –Jak mogliście popełnić taki błąd? – spojrzałam z wyrzutem na lekarza.
-Miała nie wyczuwalne tętno. Nic nie czułem, a aparatury pokazywały ciągłą kreske. –wytłumaczył. Podszedł do nas ten młody lekarz, który był u Natalii.
-Co się stało? – zapytał.
-Okazało się, że córka pani Walasek żyje. – odpowiedział mu starszy lekarz.
-Jakim cudem? Przecież wszystko wskazywało na zgon. – próbował zrozumieć.
-Już mówiłem. Ona nie żyła. A tak w ogóle kto Ci powiedział, że żyje? – zwrócił się do pani Wandy.
-Pan siedzący w prosektorium usłyszał płacz dziecka. Wyjrzał przez okno, ale nigdzie widział nikogo z dzieckiem, więc przespacerował się po budynku. Miał jedno dziecko w chłodni, więc od razu otworzył dobrą półkę. Zadzwonił do nas. Zabrałyśmy dziecko. – patrzyłam na nią niedowierzając.
-Jest zdrowe? – zapytał lekarz Natalii.
-Jak rydz. – odpowiedziała pielęgniarka. –Chciałabym pobrać od niej krew potrzebną dla drugiego dziecka. – spojrzała na mnie. Kiwnęłam twierdząco głową.
-Ale chcę przy tym być. – powiedziałam i poszłam za pielęgniarką. Zostawiła mnie w jakimś gabinecie i za chwile przyjechała do niego z córeczką Natalii. Uśmiechnęła się i podeszłam do nich. Przyglądałam się pracy pani Wandy. Robiła to z taką delikatnością. – Jak długo pani pracuje w zawodzie?
-Ponad 20 lat – uśmiechnęła się dumnie.
-Zastanawiam się czemu aparatury nie wyczuły pulsu dziecka. Ciekawy przypadek i muszę się koniecznie wszystkiego dowiedzieć. – mówiłam wpatrując się w maleństwo.
-Pani prace magisterską piszę? –zaśmiała się pielęgniarka.
-Za kilka lat, ale taki przypadek nie może się już nie zdarzyć. – spojrzałam na nią. Była zdziwiona. – Jestem na drugim roku studiów medycznych. –wyjaśniłam.
-Zabierze pani małą do mamy? Przyda jej się trochę ciepła. – uśmiechnęła się.
-Oczywiście. – wyjechałam wraz z maleństwem z gabinetu i skierowałam się do Sali, w której leżała Natalia. 
*********************************************************************************
 Czytacie- Komentujecie


Lekarz Natalii
Aleksander Popiel
 
Z Dedykacją dla moich kochanych Sweetersów :***