sobota, 24 maja 2014
57 rozdział
>>Natalia<<
Dwa tygodnie później Wiki z naszą pomocą przeprowadziła się do swojego nowego mieszkanka w Krakowie. Ma zamiar zacząć studiować. Spodziewałyśmy się, że Nicole bardziej przejmie się śmiercią taty. Ona zaś popłakała jeden dzień i przestała. Twarda jest. Może to przynajmniej doprowadzi Wiktorie do pionu.
Tusia w końcu wróciła z wycieczki, ucieczki. Nie wiem jak to nazwać. Wróciła cała i zdrowa. Cała szczęśliwa i zakochana po uszy w panu z lasu. Tylko czekać na ślub.
-Natalia! Heloł. – machał mi ręką przed nosem. – Walasek!
-Mamo? Dobrze się czujesz? – zapytał Grześ siadając koło mnie. Ocknęłam się po jeszcze kilku nawoływaniach.
-Jest za dobrze.
-A źle Ci z tym? – zapytał Maciek, siadając z mojej drugiej strony.
-Nie, ale zawsze jak jest dobrze to potem coś się psuje. Ola wyszła za Kamila, zaszła z nim w ciąże, a potem się z nim rozwiodła. Ja. Było mi z Patrykiem super, a tu on mnie zdradza. Tusia też nie może znaleźć tego jedynego, a teraz jak znalazła to na pewno coś będzie nie tak.
-Czemu jej źle życzysz? – wtrącił Janowski.
-Nie życze jej źle, ale… U Wiktorii też. Było fajnie, a teraz opłakuje Michała.
-Nudzicie. Ide do siebie. – wstał i pobiegł na góre Grześ.
-Mogła byś przestać bawić się w wróżke.
-Nie bawie… - zaczęłam, ale Maciek mi przerwał.
-Paplasz już tak od dwóch dni. Mam tego dosyć, bo to są twoje durne przemyślenia, które i tak nie będą mieć miejsca. A nawet jeżeli to Ty nie musisz tak krakać, bo przesadzisz. Natalia. Delikatnie mówiąc. Ogarnij się! – powiedział dosadnie, patrząc mi prosto w oczy.
-Zrozumiałam. – zamknęłam oczy. Podwinęłam nogi pod brode i schowałam twarz w dłoniach.- I jak ja mam być psychologiem?! Jak?! – zalałam się łzami. – Nie radze sobie ze sobą, a co dopiero miałabym pomagać innym.
-Po prostu nie przejmuj się tak wszystkim. Za bardzo to wszystko przeżywasz. Masz przy sobie tyle osób. Masz mnie, Grzesia, Ole, Natalie i Wiktorie. A my mamy Ciebie. Ale potrzebujemy silnej Natalii, a nie takiej zarycznej. Tej Natalii, która była kiedyś. Która mimo pierwszego wypadku wróciła na tor, bo miała twardy tyłek i nie poddała się za pierwszym razem. Teraz sama próbujesz się pogrążyć. Wymyślasz jakieś niestworzone historie. Musisz mi coś obiecać. – pociągnęłam nosem. – Pójdziesz do lekarza. I spróbujesz nie wymyślać takich rzeczy. –spojrzałam mu w oczy. Zobaczyłam w nich strach i ból. Cierpiał razem ze mną. Położyłam rękę na jego policzku i zaczęłam go gładzić. Przełknęłam łzy. – Kocham Cię i nie pozwole Ci cierpieć.
-Ja…. Maciek… - przytuliłam się do niego. – Kocham Cie. –na nic więcej nie byłam w stanie.
-I co Ci lekarz powiedział? –zapytał Maciek, wstając z kanapy. Westchnęłam ciężko. Pocałował mnie i objął w pasie. –No mów. I tak Cię będę męczyć.
-Mam stan przed depresyjny. –powiedziałam. Usiadał. Oddychał ciężko.
-Myślałem…. nic nie myślałem. –patrzył mi w oczy. –Co Ci jeszcze powiedział.
-Że mam odpocząć. Odciąć się od źródeł stresu.
-A powiedział jak masz to zrobić?! – był podirytowany.
-Nie. –usiadłam koło niego.
-Wytrzymasz do końca sezonu. Zostały dwa tygodnie. Potem już będzie luźniej. Załatwianie spraw z kontraktami i w ogóle jakoś poukładam tak, żebym często był z Tobą. Zabiore Was do Wrocławia. Będę wtedy bliżej. Nie masz nic do gadania.
-Domyśliłam się. – pocałowałam go w policzek.
-Albo może pojedźcie z dziewczynami do Karpacza. Zabierzcie dzieciaki. Będą miały frajde, a wy sobie pogadacie.- zaproponował. –Emil też ma teraz napięty grafik. My tylko będziemy Wam przeszkadzać. Szczerze mówiąc to nie jest zły pomysł. –uśmiechnął się zachęcająco. Przytuliłam się do niego. Jeszcze w tym samym dniu obdzwoniłam dziewczyny i umówiłam się z nimi na konkretny dzień. Szykuje się fajny urlop.
-I on mi powiedział, że było mu tak ze mną dobrze, że chce się spotkać. I mógłby się ze mną gubić jeszcze nie raz. I jak ja miałam się nie zakochać? – mówiła podekscytowana Tusia.
- Normalnie. –odezwała się Ola. – Zakochanie. Choć w Twoim przypadku to jest zauroczenie. To tylko stan umysłu. Myślisz, że kochasz, że to osoba do końca życia, ale nie można tak bezgranicznie ufać swojemu rozsądkowi. On czasami się myli. Wprowadza nas w błąd. Ja też tak miałam. Byłam tak zadużona w Kamilu, że baz żadnych sprzeczek poszłam z nim do łóżka i do ołtarza. A potem przejechałam się na moim rozsądku, który przez rok wprowadzał mnie w błąd. Nawet gdy Kamil wyjeżdżał i robił nie wiadomo co, nie do puszczałam do siebie myśli, że mnie zdradza, bo przecież on kocha tylko mnie. A tak naprawdę miał panienke, a może nawet kilka. Jesteś pewna, że on nie ma żony?
-Ja nie mogę Cię słuchać. –zdenerwowała się Natalia- Psychologiczne podejście. A teraz co?! Nie jesteś szczęśliwa?! Źle Ci z Emilem? Taka wielka miłość była.
-Jest. –poprawiła ją Ola.
-No nie wiem. Prawisz mi takie morały, że..
-Poczekaj. Inaczej to ujme. Ja znam Emila dobrych pare lat. Przyjaźniłam się z nim. Po rozwodzie ta przyjaźń zeszła na troche inny tor, ale mi się on podoba. Twoja sytuacja jest inna. Taka jak ja i Kamil. Jak teraz na to patrze. Ja prawie go nie znałam. Po prostu mi się wydawało. Byłam przekonana, że to ten jedyny. Nie znasz tego gościa. Nie wiesz jaki jest naprawdę. Znasz tylko jego zalety, bo na pewno zachowywał się tak, żebyś pomyślała, że jest idealny. Przecież wiesz, że ja nie chce dla Ciebie źle. Sory za te gadki. Jestem tak związana z pracą, że czasami nie potrafie tego zahamować. Przepraszam. – przyglądałam jej się uważnie. Była inna. Kiedyś była nerwowa i bardziej wybuchowa. Teraz była opanowała. Trzymała nerwy na wodzy. Nie wiem co miało na nią taki wpływ, ale dobrze, że jest.
-Byłam u lekarza. – odezwałam się.
-Co?! Po co? – podłapała nasza psycholożka.
-Mam stan przed depresyjny.-wtrąciłam.
**********************************
Czytacie- Komentujecie
I oto moje jeszcze gorsze wypociny. Dla Oluchny napisałam, ale nie udało mi się w sobote. ;)
sobota, 17 maja 2014
56 rozdział
-Wybierasz się gdzieś?- zapytał Emil, odrywając wzrok od telewizora.
-Jadę do Wiktorii. Jest w szpitalu w Pradze. – powiedziałam, zawiązując buty.
-W takim stanie masz zamiar jechać tak daleko? – stanął przede mną.
-Ja jestem tylko w ciąży. Nie jestem chora. – spojrzałam mu w oczy. – Boisz się o mnie?
-Tak. Czemu Natalia nie może pojechać?
-Nie mogę się do niej dodzwonić. Nie wiem co się dzieje. – zawiesiłam ręce na jego szyi.
-No dobra. – westchnął ciężko. Musnęłam jego usta.
-Spokojnie. Będę jechać ostrożnie. Obiecuje. – uśmiechnęłam się.
-Dobrze. Pa. – pocałował mnie i odprowadził do samochodu. Wsiadłam i odpaliłam auto.
>>Natalia<<
-Maciek! Telefon! – krzyknęłam do chłopaka.
-To nie mój. – wszedł do łazienki. – Twój. – rzucił mi komórke. – Dzwoni już chyba 10 raz. –odebrałam.
-Hej, Oluś. Stało się coś?
-No w końcu. Już myślałam, że się nie dodzwonię do Ciebie. –powiedziała z ulgą w głosie. – Wiktoria miała wypadek.
-Co?! – podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Miała wypadek. Jest z Nicole w szpitalu.
-Nic im nie jest?! –powoli wstałam. Włączyłam telefon na głośnik i położyłam go na szafce. Zaczęłam się ubierać.
-Nie. Są tylko poobijane, ale Michał nie żyje.
-Matko. Ja chcę do niej pojechać.
-Ja już jade.
-Zajedź do Zielonej. Gdzie one są tak w ogóle?
-W Pradze. Powinnam być u Ciebie za 3 godziny.
-Będę gotowa. Do zobaczenia. – rozłączyłam się. Wysuszyłam włosy i zbiegłam na dół.
-Co się stało? – zapytał stojący przy kuchence Maciek.
-Serio. Naleśniki o 11 w nocy? – wzięłam z talerza naleśnika i zaczęłam jeść.
-Po pierwsze. To są racuchy. Po drugie. Nie wiem dlaczego, ale miałem ochote na coś takiego. Co Ola chciała?
-Wiktoria miała wypadek. Jej mąż nie żyje. Ola przyjedzie po mnie i jedziemy do Pragi, bo tam leży Wiki z córeczką.- wytłumaczyłam. Nic nie powiedział. – Przepraszam. Musze do niej pojechać. – odwrócił się do mnie. Położyłam ręce na jego wyrzeźbionym brzuchu.
-Rozumiem. – uśmiechnął się lekko.
-Dziękuję – wtuliłam się w jego tors. Po około 3 godzinach Ola stała przed domem.
-Wyjedźcie rano. Obie jesteście zmęczone. – poprosił Maciek. Spojrzałyśmy po sobie. Ja nie byłam zmęczona. Wypiłam mocną czarną kawę.
-Ja będę prowadzić. Nie martw się. – pocałowałam go w policzek i wsiadłam do auta. Na wyznaczonym miejscu byłyśmy po 4 godzinach. – Jest za dziesięć 7. Idziemy? – zapytałam stając pod szpitalem.
-Może poczekajmy. Jestem głodna. Przespacerujmy się do jakiegoś sklepu. – wysiadłyśmy z samochodu. W sklepie kupiłyśmy sobie bułki. Znaczy się ja jedną, Ola dwie.
-Ładnie wyglądasz.
-Weź przestań. Jak słoń. A to dopiero początek. –marudziła.
-Przesadzasz. Pomyśl jak ja wyglądałam. Miałam przecież w brzuchu dwóch głodomorów.
-Niech Ci będzie – westchnęła. Ruszyłyśmy do szpitala. Bez problemu zostałyśmy wpuszczone do Wiktorii jako jej siostry.
-Cześć Wam. Jak dobrze Was widzieć. – powiedziała z lekkim uśmiechem. Usiadłyśmy po dwóch stronach łóżka.
-To mów. Jak się czujecie? – zapytałam.
-Nikola najlepiej. Jest na oddziale dla dzieci. Poszła spać. Ja troche gorzej, ale na szczęście jutro wychodze. Dlatego też chciałam, żeby któraś z Was przyjechała.
-To jesteśmy obie. – uśmiechnęłam się. – Opowiadaj od początku. Jak to się stało w ogóle.
>>Wiktoria<<
Postanowiliśmy odwiedzić rodziców. Są wakacje, więc dostaliśmy bez problemu oboje urlop. Wyjechaliśmy rano. Na drogach było spokojnie. Michał był jakiś dziwny. Nie rozmawiał z nami. Zachowywał się jakby coś ukrywał.
-Stało się coś? -zapytałam, kładąc mu rękę na nodze.
-Tak. – odpowiedział krótko.
-A co? – dopytywałam.
-Mam kochanke. – powiedział i ścisnął mocniej kierownice. Zabrałam rękę i ścisnęłam pięści.
-Że co?! – byłam coraz bardziej poirytowana.
-Zdradziłem Cie. Chciałem Ci to powiedzieć przed złożeniem papierów rozwodowych. Nic zostanie z Tobą, ale chciałbym się z nią spotykać. Dom też Wam zostawie.
-Ty pieprzony sukinsynie!- zaczęłam krzyczeć. – Myślisz, że po tym co zrobiłeś wystarczy mi dom!? Nicole zostaje ze mną! Nie ma innej opcji, ale czy się zgodze na spotkania to nie wiem! – krzyczałam. Michał jak zwykle znosił to spokojnie.
-Ciszej, bo obudzisz małą! – odezwał się w końcu.
-Teraz się nią przejmujesz?! –ściszyłam ton. –A jak szedłeś do łóżka z jakąś lafiryndą to miałeś w dupie i mnie i ją!
-Wiktoria. Przestań! – krzyknął i w końcu na mnie spojrzał. Miał w oczach mieszankę złości z bólem. Wpatrywał się we mnie swoimi brązowymi tęczówkami. Teraz już nie rozpływałam się na ich widok. Teraz byłam w stanie je mu wydrapać. Nawet nie poczuł, że zjeżdża z drogi. Od momentu uderzenia w barierke nic nie pamiętam. Obudziłam się dopiero w szpitalu. Dowiedziałam się, że z Nicole wszystko w porządku, ale mój mąż nie żyje.
-O kurwa –skomentowała Natalia. –Sory. Co za ciota.
-Ale on przeze mnie nie żyje! – zaczęłam płakać. Ola złapała mnie za rękę.
-Już Ci coś mówiłam. To nie Twoja wina. Mógł na Ciebie nie patrzeć. Wiedział, że jest zły i jeżeli na Ciebie spojrzy może się coś stać. Znaczy się powinien to wiedzieć, ale teraz to nie wiem czy wiedział.
-Raczej chyba nie wiedział. –wtrąciła Natalia.
-Mówiłam Ci, że jakby mi Kamil powiedział w oczy, że mnie zdradza to też bym go chyba zabiła.
-Na jego szczęście tego nie zrobił. –zaśmiała się Nat. Ola zmierzyła ją wzrokiem. – No co?!
-Nie potrafisz zachować powagi sytuacji. – skarciła się Torunianka.
-A Ty co taka spięta? Ja ją właśnie próbuje rozweselić, a Ty wszystko psujesz.- jej twarz promieniała uśmiechem. Solińska pokręciła tylko głową.
-Widze, że miłość Ci sprzyja. –odgryzła się.
-No mnie tak, ale Tobie… - powiedziała i od razu ugryzła się w język. – Przepraszam. Ja nie chciałam. Przecież wiesz, że tak nie myśle. Ola przepraszam. – przytuliła ją. Ola połknęła łzy i wtuliła się w Zielonogórzankę.
-Kocham Was. – powiedziałam, przyglądając się moim przyjaciółkom. Spojrzały na mnie i mocno przytuliły.
*******************************************************************
Czytacie- Komentujecie
5 komentarzy - następny rozdział
Rozdział dedykowany Wiktorii <3
czwartek, 8 maja 2014
55 rozdział
>>Ola<<
-Olek, ale mów spokojnie! –powiedziałam już lekko podirytowana jego zachowaniem.- Uspokój się i mów powoli.
-Natalia wyszła na spacer i jeszcze nie wróciła – powiedział już trochę spokojniej.
-Kiedy wyszła?
-Wczoraj po południu. –zapanowała cisza. – Ja musze wracać do Jeleniej, bo praca. Ale…
-Jedź. –zarządziłam, bo dobrze wiedziałam, że Tusi nic nie jest, a po prostu nie chce się spotkać z Olkiem. Normalny w jej wykonaniu blef. Zgubić się w lesie, tylko żeby zniechęcić chłopaka. Coś po bracie jednak odziedziczyła.
-Ale co z Natalią?
-Masz jechać do Jeleniej Góry. To polecenie od niej. Zadzwoni do Ciebie, jak odpocznie. – powiedziałam i się rozłączyłam. Boże jaki ten chłopak jest męczący. Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc wstałam, żeby otworzyć. –Co Ty tu robisz?!
-Chyba mam prawo spotykać się z synem? – spojrzał na mnie wrogo.
-Proszę wejdź. – wszedł posłusznie, a ja zamknęłam za nim drzwi.
-Mogę go zabrać?
-A nie mogłeś mnie uprzedzić wcześniej?
-Miałaś cały czas zajęty telefon, więc pomyślałem, że przyjade. –wyraz jego twarzy złagodniał. Chciał pokazać, że nie jest na mnie zły, tylko żebym mu pozwoliła zabrać Krzysia.
-Poczekaj –wbiegłam na góre i do pokoju syna.
-Jedziesz do taty. – poinformowałam go i zaczęłam pakować.
-Na ile? – zapytał odrywając się od komputera.- Mogę na tydzień?
-Tak długo?! –spojrzałam na niego z dezaprobatą.
-A co nie mogę? –odpysknął.
-Trochę więcej szacunku. –zdenerwowałam się. –Możesz.- zbiegł na dół, a ja po skończonym pakowaniu, zaniosłam torbę Kamilowi. –Chciał na tydzień, więc na tyle go spakowałem, ale jakby chciał przyjechać wcześniej, to się z nim nie kłóć, tylko to zrób. Wiesz czego jeść nie może?
-Wiem. Ola to mój syn, przecież wiem jak się nim zajmować.
-Niech Ci będzie. Baw się dobrze. – pocałowałam syna w główke. –Pa –wyszli. Od kiedy Kamil przypomniał sobie, że jest ojcem, moje życie trochę się pozmieniało. Emilowi nie podoba się to, że pozwalam Pulczyńskiemu tak często przyjeżdżać do syna. Twierdzi, że Krzyś nas może zbliżyć. Mimo, że mu tłumacze, że nie czuje nic do Kamila, to mało pomaga. Faceci. A zostając przy nich to ten Olek to od początku mi się nie podobał. Taki zwykły lekarzyk nie pasuje do Tusi. Jej potrzebny jest silny, duży, zwariowany facet. Sztywny i słabo zbudowany nie wchodzi w grę. Dlatego nie dziwie się, że tak szybko z niego zrezygnowała, lecz w dość, jak to nazwać, perfidny sposób, nie to chyba zbyt mocne słowo, ale nie mogę znaleźć innego. Tak jak wspominałam, nauczyła się tego od Kuby, który właśnie w perfidny sposób postąpił z Natalią. Ja też mam coś ze swojego brata, który zawsze był na swój sposób inny. Niby jest zwykłym chłopakiem, przystojnym. Już dość ogarniętym, ale kiedyś nie szło się z nim w ogóle dogadać. Dogryzał mi na milion różnych sposobów, ale były takie momenty, że siedzieliśmy i razem piliśmy. Wracając do tego, że jestem do niego podobna. Ma w sobie tą samą upartość, a gdy kochamy to tak naprawdę. Dopiero po rozwodzie zauważyłam, że to co czułam do Kamila to nie była ta prawdziwa miłość, tylko zauroczenie. Nawet teraz kiedy mam przy sobie chłopaka, którego ‘’kocham”, nie jestem tego pewna. Moje myśli przerwał dźwięk telefonu.
-Powiedziałaś mu? Jak zareagował? Ola? Jesteś?
-Nawet nie dałaś mi się odezwać. Młoda spokojnie.
-Sorki, jestem zdezorientowana.
-Słyszę. Dzwoniłam. Olek wraca do Jeleniej. Powiedziałam mu, że jak odpoczniesz to do niego zadzwonisz i wszystko wyjaśnisz.
-Dzięki. Nawet nie wiem ile mam u Ciebie długów.
-Spoko, mała. Nie ma sprawy. Przyjaciele nie mają długów.
-Dzięki, jeszcze raz. Pa. Ucałuj ode mnie małego.
-Pa –rozłączyła się. Położyłam głowe na oparciu sofy i zamknęłam. Wiecie jak to jest jak co chwile ktoś zawraca Ci dupe, bo ja właśnie tego doświadczam. Wstaje i kieruje się do drzwi. –Tai? Co Ty tu robisz?
-Jest GP w Toruniu, a ja nie mam gdzie nocować. –wyszczerzył się. Za bardzo nie zajarzyłam o co mu chodzi, ale wpuściłam go do środka. Grzecznie usiadł na kanapie, a ja na fotelu. Boże co on taki cichy. Coś się musiało stać.
-Woffi co się dzieje? Za spokojny jesteś. I czemu do mnie się zgłosiłeś, a nie do Chrisa? – spojrzał na mnie, ale milczał. – Stary co jest? – usiadłam koło niego i położyłam rękę na jego ramieniu. Po chwili się otrząsnął i spojrzał na mnie zdziwiony.
-Nic – uśmiechnął się. – Masz coś do jedzenia, bo jestem strasznie głodny – zacierając ręce ruszył do kuchni. Wrócił stary Woffinden.
-Zostaw moją lodówke w spokoju! – krzyknęłam i poszłam za nim.
-No tak. Ty teraz jesz za dwóch. – wybuchł śmiechem, a całkowicie poważnie patrzałam na niego ze skrzyżowanymi rękoma. – To co mogę zjeść? – wyszczerzył ząbki. Naszykowałam obiad, po czym razem go zjedliśmy. Tai grzecznie włożył naczynia do zmywarki i siadając na kanapie, poklepał miejsce koło siebie.
-No mów co się stało, że nie pojechałeś do Chrisa? – szturchnęłam go w ramię.
-Pokłóciłem się z Holly.
-Ale to chyba nie ma związku z Chrisem.
-Jak nie chcesz, żebym u Ciebie nocował.
-Tai. Przecież sam się wprosiłeś. Możesz zostać.
-Holly jest u Sealy. Dlatego też nie mogę jechać do Holdera.
-Teraz rozumiem. –oparłam głowe o oparcie i zaczęłam głaskać brzuch.
-Dziewczynka czy chłopak? –zapytał.
-Mam nadzieję, że dziewczynka, ale Emil twierdzi co innego.
-Pewno chciałby chłopaka.
-No pewnie. I dlatego też zazwyczaj się kłócimy. – usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi. –O wilku mowa.
-Kochanie ja wiem, że jak zwykle przesadziłem, ale…- stanął w drzwiach. –Tai? Co Ty tu robisz? – uśmiechnął się.
-Pokłóciłem się z Holly, a ona jest u Holdera i nie mam, gdzie nocować. – wytłumaczył Brytyjczyk.
-Czyli u nas zostajesz. Fajnie. O czym to ja mówiłem? A! Przepraszam Cię Misiu – pocałował mnie w usta. Ja zaś pocałunku nie oddałam. Znowu odwalił chałe. Myśli, że ja mu tak o po prostu odpuszcze. O nie, panie Sajfudinow. Ja nie jestem te Twoje laski, które po durnym przepraszam odpuszczają. Wstałam i poszłam do sypialni. Oni teraz będą grać i pić, nic tam po mnie. Gdy usiadłam na łóżku zaczął dzwonić mój telefon.
-Cześć Wiki. – powiedziałam pogodnie.
-Ola. Mam prośbe. Nie mogę się dodzwonić do Natalii, do Tuśki też nie. A na rodziców nie ma co liczyć. – mówiła podenerwowana.
-Ale co się stało?
-Mieliśmy wypadek. – głos jej się załamał.
-Co?!
-Jechaliśmy do Polski. I zaczęłam się kłócić z Michałem. Powiedział mi, że ma kochanke. – łapała ciężko powietrze. – Zaczęłam płakać i krzyczeć, że jest sukinsynem i dupkiem i że ma się zatrzymać. On krzyczał, żebym nie krzyczała i że się nie zatrzyma. No i patrzył na mnie i nie zauważył, że zjeżdża na drugi pas. A jak zauważyłam to było za późno i wjechaliśmy w barierki, bo jechaliśmy autostradą i… - przerwała. – I okazało się, że on nie zyje.
-A Nicole? Jak ona się czuje? –teraz miałam gdzieś Michała. Najważniejsze było to jak one się czują.
-Wszystko z nią w porządku. Jest troche obita, ale to podobno nic złego.
-A Ty?
-Mam lekki wstrząs mózgu i złamaną rękę, ale nic więcej.
-To dobrze.
-Ola ja zabiłam Michała.
-Zwariowałaś?! Sam się zabił. Mógł patrzeć na droge. To po pierwsze. Po drugie. Skrzywdził Cię. Miałaś prawo się zdenerwować. Gdybym jechała autem z Kamilem, a on by mi powiedział, że ma kochanke to ja bym specjalnie zrobiła wszystko, żeby zginął.
-Ola, ale to nie jest śmieszne.
-Ja się nie śmieje. Mówie całkiem poważnie. No to co to za prośba?
-Zajęłabyś się Nicole.
-Nie ma sprawy. Rozumiem, że mam po nią przyjechać?
-Jeżeli byś mogła to tak.
-Gdzie jesteście?
-W Pradze. – powiedziała, a ja zaczęłam się ubierać.
-To wsiadam do samochodu i jade.
-Teraz?!
-A kiedy? I tak nie mam co robić. Emil ma dzisiaj męski wieczór. Krzyś jest u Kamila. Nudy, że szok. Powinnam być w nocy. Do zobaczenia.
-Jesteś kochana. Do zobaczenia. – rozłączyła się, a ja zeszłam na dół przygotować się do drogi.
**********************************************
Czytacie - Komentujecie
5 komentarzy -następny rozdział
Hej. Mam nowy pomysł, na nowe opowiadanie. Musicie mi doradzić. Mam je pisać na jednym z blogów (Zawsze warto walczyć o marzenia) czy na nowym blogu? I jak mam go nazwać? Mój odwieczny dylemat :) Pozdrawiam, Natalia :3
Dedyk dla Oli, Natalii i Wiktorii <3
P.S. Zmieniłam wizerunek Oli :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)