poniedziałek, 2 czerwca 2014

58 rozdział

"Ciąża- dziewięć miesięcy stwarzania świata." ~Kalina Beluch 

-Pyszne. Musisz jakąś restauracje otworzyć.- powiedziała Tusia, degustując moje ciasto.
-Lepiej coś takiego jak kawiarnia albo herbaciarnia. –wtórowała Wiktoria.
-Ale to nie są moje przepisy. Ja tylko wykonałam. –wtrąciłam.
-Ale wykonać też trzeba umieć. –Ola nałożyła sobie następny kawałek. – Pyszne!
-Nie wiem nie myślałam o tym. Musiałabym iść na jakiś kurs, żeby mieć przynajmniej papier. Nie mam czasu teraz.
-To by Cię odciągnęło od głupich myśli. –poradziła Wiki.- Dla osoby stojącej obok Ciebie widać, że uwielbiasz to robić. Uśmiechasz się. Jesteś taka skupiona. To takie słodkie. – mówiła podekscytowana. Jasne. CZEKOLADA! Ola pozbierała talerze i zaniosła je do kuchni. Usłyszałyśmy tylko dźwięk tłuczonych talerzy. Poderwałyśmy się wszystkie. Do kuchni wbiegłam pierwsza. Pomogłam Oli wstać i wraz z Wiki zaprowadziłyśmy ją do salonu.
-Natalia. Ręczniki! Szybko! – zaczęłam zarządzać. – Spokojnie, Ola. Wiki dzwoń po karetke.
-Po co ręczniki? – zapytała Tusia wracająca z łazienki.
-Będziemy rodzić.- spojrzały na mnie. – No co?! Karetka nie przyjedzie szybko, bo po pierwsze robią droge. Po drugie muszą dojechać z Jeleniej.
-Nie ma w tej chwili żadnej karetki, ale będą jak najszybciej. – powiedziała przejęta Wiktoria.
-Natala. Ty się zajmij dzieciakami. Niech tu nie przychodzą. Nie dzwoń do Emila. NIE! – Tusia pobiegła na góre zamykając za sobą drzwi, a ja kucnęłam koło Oli. –Musimy rodzić. Nie możesz trzymać.
-Ja wiem. To tak boli! –krzyknęła i zalała się łzami. Spojrzałyśmy na siebie z Wiktorią.
-Wiemy, że boli. Mała pcha się na świat. Nic dziwnego. – pogłaskała ją po głowie. Złapała ją na rękę. –Przyj. – po pokoju rozlał się krzycz rodzącej.
-Oddychaj. Spokojnie.- Ola próbowała unormować oddech.- A teraz przyj.- znów rozległ się przeraźliwy jęk.
-Spoko. Jest super. Widać główkę. – krzyknęłam radośnie. – Spróbuj jeszcze. Przyj. – spięła się i głośno krzyknęła.
-Nie mogę już. –jęknęła.
-Jeszcze raz. –powiedziałam delikatnie.
-Nie dam rady! – krzyknęła.
-Obiecuje, że to ostatni raz. – wzięła głęboki oddech i zaczęła przeć. Wzięłam maleństwo na ręce. Wiktoria pomogła mi ją owinąć w ręcznik. –No sory. Jeszcze łożysko. – uśmiechnęłam, a Ola wytknęła mi język. Wszystkie oddychałyśmy ciężko. Do pokoju wpadło dwóch lekarzy. Wzięli małą i pomogli Oli do końca urodzić. My z Wiktorią usiadłyśmy ciężko przy stole.
-Zabieramy je do….- zaczął lekarz.
-Jedźcie już! Wiem do Jeleniej Góry.- krzyknęłam. Gdy wyszli posprzątałyśmy po porodzie i poszłyśmy się umyć.
-Karetką ją zabrała? – zapytała Natalia wpadając do łazienki.
-Nie. Zakład pogrzebowy. – powiedziałam sarkastycznie, ale widząc jej mine poprawiłam się. –Tak. Zabrali je do szpitala.-przytuliłam się do niej.- Jak dzieci?
-Dobrze. Nawet nie załapały, że coś się dzieje. – do łazienki wpadły trzy maluchy.
-Co tam? –zapytała Wiktoria.
-Gdzie ciocia Ola? – zapytała Nicole, przytulając się do mamy.
-Pojechała do szpitala. Idźcie się ubierać. My też zaraz jedziemy.
-Jak to w szpitalu? – zapytał Krzyś, gdy Nicole z Grzesiem wybiegli z łazienki.
-Zaczęła rodzić. Siostrzyczka Ci się urodziła. Jedziemy do mamy. Idź się ubierać. – pchnęła go do wyjścia. Po pół godzinie byłyśmy w Jeleniej. Bez problemu zostałyśmy wpuszczone do Oli.
-Mamo!- krzyknął Krzyś i podbiegł do łóżka. Przytulił się mocno do niej.
-Masz siostrzyczke. Wiesz? – uśmiechnęła się i pocałowała go w główke. –Patrz. –pokazała małą kruszynkę.
-Śliczna. –westchnął.- Mała. Będę musiał się nią zajmować? –spojrzał na mamę.
-No czasami mi pomożesz, jak Emil nie będzie mógł. Co?
-No dobra.- dołączył do Grzesia i Nicole przyglądających się małej.
-Jak będzie mieć na imię?- zapytała Wiktoria.
-Liliana. Razem z Emilem wybraliśmy. – uśmiechnęła się, wpatrując się w córeczke.- A właśnie. Dzwoniłyście do niego?
-Nie. Lepiej będzie jak Ty zadzwonisz. –podałam jej telefon. Spojrzała na nas.
>>Ola<<
-Cześć Kotek –powiedziałam do telefonu.
-Hej, Misiu. Co tam?- zapytał.
-Masz dzisiaj ode mnie pozwolenie na picie. –zaśmiał się.
-Czekaj w kalendarzu zapisze. Święto takie trzeba uczcić. Hehe.
-Urodziny masz to możesz. Życzenia Ci złoże jak wróce, ale prezent to mam lepszy.
-Mów teraz, bo nie wytrzymam.
-Taki prezencik z Lili Ci zrobiłyśmy. Mała wyszła na świat.
-Ża…aa..rtu..uu..jeeesz?- zaczął się jąkać.
-Nie. Zostałeś ojcem, Sajfutdinow. – płakał razem ze mną.
-To ja nie pije i jade do Ciebie.- powiedział po chwili ciszy.
-Emil. Nie musisz. Idź do Holdera i świętujcie. Ja za dwa dni i tak miałam wracać.
-Dziękuję. Kocham Cię. Ucałuj dzieciaki ode mnie.
-Dobrze. Na razie. Też Cię kocham.
-Pa. –rozłączyłam się.
-Emil dzisiaj urodziny ma?! – zapytała zdziwiona Tusia.
-No. Dobrze, że mi się przypomniało. –spojrzałam na dzieciaki.- Jeszcze czekamy na Tusie.
-Śnisz. Mi się nie śpieszy z dzieciakami. –zmierzyły mnie wszystkie.- No sorki. To nie miało tak zabrzmieć.
-No nie tłumacz się już. – przytuliłam ją mocno. –Ale my i tak czekamy.
***************************************************************************************
Czytacie- Komentujecie
Dla ciekawych. Ciasto, którym się degustowały na początku rozdziału. Sernik trójczekoladowy :) 
Rozdział z dedykacją dla moich najukochańszych :******

2 komentarze: