sobota, 11 stycznia 2014
38 rozdział
Przez sen słyszałam rozmowę lekarza z Patrykiem.
-Ma duże obrażenia, ale będzie mogła jeszcze pojeździć. –powiedział lekarz.
-Dziękuję – lekarz wyszedł, a Dudek usiadł na krzesełku koło mojego łóżka. Otworzyłam oczy. Bolała mnie głowa.-Hej.- uniosłam lekko kąciki ust. –Nieźle Cię poturbowało. Oczywiście połamane żebra, ale to norma.
-Dla Ciebie. –burknęłam. – Coś jeszcze?
-No właśnie te żebra rozcięły błone żołądka i miałaś poważne obrażenia wewnętrzne. Jesteś po operacji. Połamana ręka i lekki wstrząs mózgu.
-Boże. –oczy mi się zeszkliły. Wszyscy mnie tak namawiali, żebym wróciła. Mówili, że wszystko będzie dobrze. Poważne wypadki zdarzają się rzadko. Chyba nie mnie. Wróciłam, bo czułam, że bez tego sportu nie potrafie żyć. Mniej bałam się wypadków. Byłam bardziej odważna. Miałam koło siebie dobrego ducha, który zawsze mnie wspierał. Podnosił na duchu. Teraz na pewno też będzie to robił, ale już się nie odważe wsiąść na motor. Nie i już! Niczyje namowy już nic nie dadzą. Patryk tylko się na mnie patrzył. Wiedział. Wyczytał z mojego wzroku, że nie chce nawet słyszeć o żużlu. Chciał mnie przytulić. Odepchnęłam go. –Wyjdź. Proszę. –poryczałam się na dobre. Wyszedł. Wiedział, że ja tego potrzebuje. Wiedział też kiedy ma wrócić. Wzięłam głęboki oddech. Trzeba się spiąć. „Nie można się poddawać.” Tak mówi tato. Brakuje mi ich. Zniknęli z życia swoich dzieci i radźcie sobie sami. Ja czasami nie potrafie. „Matka jest dzieciom potrzebna. Sama się o tym przekonasz” Mama tak mówiła, a teraz co? Sama nas zostawiła, a mnie czasami mama jest potrzebna. I nie tylko mnie. Choć jestem dorosła i żyje własnym życiem, ale czasami jej rada mogłaby mi się przydać. Ale jej nie ma. Ja sama muszę się do niej pofatygować, żeby pogadać. W drugą stronę to nie działa. Ale odeszłam od tematu. Tak jakoś mi się o rodzicach przypomniało. Mówiłam o tym, że trzeba się skupić na tym co mam. Nie poddawać się. Nie mam najmniejszego zamiaru się poddawać, tylko zrezygnować ze startów w rozgrywkach żużlowych. Oddać motory do klubu. Dzieciakom się przydadzą. To dobry sprzęt. Ale ja nie mam zamiaru się żegnać z żużlem. O nie tak szybko się mnie nie pozbędą! Przecież z wykształcenia jestem fotografem. Będę robić zdjęcia sportowe. Teraz Patryk może już wrócić. I jakby czytał mi w myślach wszedł do Sali. Ale nie sam. Za nim wszedł Maciek, Chris, Sealy i Darcy. No i oczywiście Max, który wbiegł i wskoczył na łóżko.
-Cześć ciociu. Przyszliśmy Ci polepszyć humor. –dostałam soczystego buziaka w policzek. Od razu mi się zachciało uśmiechać.
-Więcej Was matka nie miała? – zapytałam patrząc na bande stojącą przy moim łóżku.
-Nie miała, ale stwierdziła, że reszte przyśle innego dnia. –zażartował Darcy.
-A Wy nie powinniście być już w Polsce?! Przecież dzisiaj jest normalnie liga! – powiedziałam wystraszona.
-Wpadliśmy na chwile i jedziemy. – Maciek zrobił smutną minkę.
-Inga się Tobą zaopiekuje. Poprosiłem, żeby przyjechała. – wytłumaczył Patryk. – Przyjadę najszybciej jak będę mógł.
-Kocham Cię – szepnęłam. Nachylił się nade mną i pocałował.
-Ja Ciebie też – pożegnałam się ze wszystkimi i pojechali. Zadzwonił mój telefon. Ola?! Przypomniała sobie o mnie?!
-No hej Toruniaku.
-No hej. Czemu Ty nie dzwonisz, że jesteś w szpitalu?!- zapytała. Była chyba trochę wystraszona. Czyżby się przejęła moim wypadkiem?!
-A co Sportowe już trąbią o wypadkach w Grand Prix? -uśmiechnęłam się. Ten portal jest wszędzie i o wszystkim pisze. I wszystkiego możesz się u nich dowiedzieć. Jak w kolorowych pisemkach dla kobiet.
-No tak. – westchnęła. – A skąd mam się dowiadywać jak ty do mnie nie dzwonisz? Hmm?
-Raptem dwie godziny temu się obudziłam. Potem wpadli do mnie chłopaki się pożegnać i pojechali do Polski. Przed chwilą wyszli. Kiedy miałam do Ciebie zadzwonić?! –powiedziałam trochę z wyrzutem.
-Przepraszam. Jestem przewrażliwiona, bo Natala też ma jakieś wiesz miłosne problemy i z nią gadałam. To mały, którego trochę trudno ogarnąć. Praca. Jestem po prostu zmęczona życiem.
-A Kamil Ci nie pomaga? –ciągnęłam temat. Nie chciałam z nią rozmawiać o mnie.
-W ogóle go nie ma w domu. Mijamy się. Było jak w bajce, ale kiedyś się to musiało skończyć.
-Ale czemu tak szybko?
-Mnie pytasz. To on. Jego ciągle nie ma. Ja pracuje w domu. Jestem cały czas z małym, który potrzebuje obojga rodziców. Jak Kamil ma przerwe to i tak nie spędza jej z nami, tylko z kolegami w klubach. Zaczynam się powoli czuć jak kura domowa. To już Emil jest u nas częściej niż on. Krzysiu przywiązał się do niego. Czasami mówi, że wujek Emil jest lepszy od tatusia.
-Emil?! Czyżby robił na złość braciszkowi?
-Nie Pulczyński. Sajfudinow.
-Sajfudinow?! – byłam zdziwiona. Moja kochana starsza siostrzyczka wyrwała Sajfudinowa. –No wiesz. Wole chyba na szwagra Emila niż Kamila.
-Natalia?! Ja kocham Kamila.
-Oszukujesz sama siebie. Zobaczysz. Za chwile wyjdzie na jaw jego romans i wtedy już nie będziesz tak broniła Pulczyńskiego.- wiem, że mówiłam dobitnie, ale ona zawsze mi tak kazała i sama tak robiła.
-Boje się, że tak na prawde może być. –zapanowała chwilowa cisza.
-No, ale widzimy się we wrześniu na weselu u Przemka?! – zmieniłam temat.
-Oczywiście. Szykuje się dobra zabawa.
-Dobra to mało powiedziane. Jak tam będzie tylu żużlowców. –zaczęłyśmy się śmiać.
-Mmm.. i takich przystojnych.
-Ola?!
-No co? Ja też mogę. Nie wiadomo co mój mąż robi w tych klubach, ale na pewno nie siedzi grzecznie przy stole. Kto by w to uwierzył? Ja na pewno nie. – rozpogodziła się- Ty nawet nie wiesz jak się wystraszyłam jak zobaczyłam ten wypadek Emila, a potem ty. Pedersen to…
-Nie wyzywaj go. To spoko gościu, ale go czasami ponosi. Lubie go bardziej niż Bartka. A wracając do przystojności żużlowców. Choć nawet nie wiem czy takie słowo istnieje. To Emil jest niczego sobie.
-Wiem. I na ojca się nadaje. Przetestowałam go. –znów zaczęłyśmy się śmiać.
-Tylko nie w chodź w romans z nim. Poczekaj aż Kamil się potknie. Po rozwodzie możesz robić co chcesz.
-Wiem. Pilnuje się.
-Nie idziesz dzisiaj na mecz?
-Ide. Mam jeszcze dwie godziny. Na szczęście Kamil nie jeździ w Toruniu. I nie szczęście.
-Wynajmij detektywa. – zaproponowałam.
-Natalia nie żartuj sobie.
-Nie żartuje. Szybciej dowiesz się czy Cię zdradził. I będziesz mieć dowód.
-Nie, nie chce. To nie fair.
-A on jest fair wobec Ciebie i małego?
-Natalia.
-Oki. Nie drążę.
-Przepraszam muszę kończyć. Emil przyjechał po nas.
-Nie szalej. Papa.
-Papa. Zdrowiej. –rozłączyła się. Emil?! Przecież miał wypadek wczoraj. Wyciągnęłam z mojej torby tablet, włączyłam Sportowe Fakty. Na samym wejściu poraziły mnie nagłówki. „Wypadki wczorajszego Grand Prix” „Czy Natalia Walasek wróci jeszcze na tor?” „ZZ w Toruniu”. Włączyłam ten trzeci.
We wczorajszym Grand Prix Emil Sajfudinow uległ poważnemu wypadkowi. W dzisiejszym meczu toruńska drużyna zmuszona jest zastosować Zastępstwo Zawodnika lub wstawić kogoś innego.
-Zdecydowałem się na ZZ, ponieważ stawia to naszą drużynę w lepszej sytuacji. Ubolewamy nad utratą takiego zawodnika jak Emil, ale trzeba jakoś sobie radzić. – mówi trener toruńskich Aniołów, Jan Ząbik.
-To, że nie mogę towarzyszyć chłopakom na torze, nie znaczy, że nie będę z nimi. Wracam w nocy do Torunia i będę uczestniczyć w meczu, ale jako kibic. W końcu będę mógł zobaczyć jak wygląda mecz z ich strony. (śmiech)-tłumaczył Emil, po wczorajszym GP. –Chciałbym jeszcze zahaczyć o Falubaz, który musi wstawić innego juniora, za tak fenomenalnego. Mówię tu oczywiście o Natalii Walasek, która tak samo jak ja uległa wczoraj wypadkowi. Nie miałem jak życzyć jej szybkiego powrotu do zdrowia, ale wiem, że będzie to czytać. […]
Lubie go jeszcze bardziej. Może jednak Ci Ruscy nie są tacy źli. Nie wszyscy. Ja za to nie mam mu jak podziękować. Czytając tak te reportaże zastał mnie wieczór. Odłożyłam tableta i zamknęłam oczy.
Obudził mnie odgłos tłuczonego kubka.
-Sory, sory. Nie chciałam – gadała jak najęta – Chciałam postawić pomarańcze i ona go popchnęła i on spadł i się potłukł.
-Biedny kubek.
- No biedny, ale pochowam go z honorem w śmietniku. Kupie Ci nowy.
-Ja mam zamiar jak najszybciej stąd wyjść. Najlepiej dzisiaj.
-Chciałabyś. – powiedziała i usiadła, wpatrując się w ten nieszczęsny kubek –Nie będę dobrą matką. Z taką ręką. Bosz. - pozbierała go i wyrzuciła do kosza.
-A co w ciąży jesteś?
-Nie! –krzyknęła – Nie śpieszy nam się. Mamy czas.
-To dobrze, że tak twierdzisz. Inni są innego zdania.
-Czy po prostu była wpadka?
-Chyba raczej wpadka. –przytaknęłam. – To co mi dobrego przyniosłaś?
-Owoce – pokazała wnętrze torby – Nie będę może wyciągać. Jak coś to sobie weźmiesz. Hmm… i tyle. – popatrzyłam na nią rozczarowana. – No sory. Nie nadaje się wiem.
-Kup mi coś słodkiego. Czekolade najlepiej.
-Ale ci chyba nie wolno jeść takich rzeczy.
-Serio i ty gadasz takie rzeczy? Przecież nie mam zamiaru zjeść całej na raz, bo naprawdę by mi zaszkodziła.
-Oki to Ci kupie. Coś jeszcze?
-Wode niegazowaną. Dużą. I gumy miętowe.-złożyłam zamówienie.
-Oki. Kupie. A muszę tu cały czas z Tobą siedzieć?
-Nie. A czemu pytasz?
-Bo mi Patryk kazał.
-Nie musisz. A te rzeczy przynieś mi dzisiaj po południu. Leć sobie już.
-Kupie. Papatki. – posłała mi całusa i już jej nie było. Młoda, żywiołowa, że jej się chce. Ona to jeszcze nic, a Mikkel. Facet 23 lata i jak dzieciak. Teraz to przynamniej wiem kto go tak pobudza. Zastanawiam się co zrobić z tą Olą. Pomysł z detektywem nie był zły, ale rozumiem ją. Ona zawsze chce być taka fair, ale nie rozumie, że on jest nie fair. Zapomniał, że ma żone i dziecko?! Zapomniał jak ją kochał?! Zapomniał. I tyle. Mój plan był prosty. Wziąć sprzęt i go śledzić. Będę miała dowód na to, że nie kocha Oli, a zabawia się z innymi. Ona jest dla mnie jak siostra, a Kamil od początku mi się jakoś nie podobał. Do Sali wszedł lekarz.
-Mam dla pani dobrą wiadomość. – spojrzałam na niego pytającym wzrokiem – Jutro panią wypisujemy – uśmiechnęłam się. – Ale musi się pani zgłosić do lekarza w Polsce. Dostanie pani wszystkie najważniejsze dokumenty. Jutro rano przyjdę z wypisem.
-Dziękuję – wyszedł. Cieszyłam się jak dziecko. Będę mogła wrócić do domu. Jak fajnie. Będę mogła zacząć mój plan. Coś czuje, że Olka mnie zabije. Wieczorem wpadła do mnie Inga.
-Wiesz jakie tu są ciuchy. Zarąbiste. – opowiadała o swoich łowach. – U nas wszystkie sklepy pozamykane, a tu normalny dzień handlowy. Śliczną sukienke sobie kupiłam. Zobaczysz jak stąd wyjdziesz.
-Czyli jutro.
-Jutro?!
-Nom.
-Jak fajnie. To może zabukuj nam bilety do Polski. Wrócimy szybciej, bo tęsknie.- powiedziała.
-A przed chwilą tak bardzo podobały Ci się zakupy. Zakochaniec. Zabukuje. Tylko nie idź dzisiaj na żadną impreze. Rano bądź tutaj pomożesz mi się zabrać.
-Oki – dostałam buziaka w policzka i znów wyleciała. Pędziwiatr. Tak jak prosiła zabukowałam dwa bilety do Polski na jutro.
-Pani wypis – lekarz podał mi teczke – i inne dokumenty.
-Dziękuję – wzięłam torbę i wyszłam przed szpital. No i gdzie jest ten mój Pędziwiatr. Pod szpital zajechała taksówka. Wysiadła z niej Inga.
-Sory, że tak późno. – wzięła ode mnie torbe i wsiadła do auta. Zrobiłam to samo. Dojechałyśmy na lotnisko, wsiadłyśmy do samolotu. Kierunek: Nasz Kochany Kraj. Niby Polska to taki zapyziałe państwo, ale ja nie potrafiłabym mieszkać w innym.
******************************************************************
Czytacie- Komentujecie
Jestem zawiedziona, bo pod ostatnim rozdziałem nie pojawił się żaden komentarz :( Mam nadzieję, że się zrehabilitujecie i teraz trochę napiszecie. Większość z Was sama pisze takie opowiadania, więc wiecie, że komentarze dodają motywacji.
Tak jak zawsze. Dwie pierwsze osoby dostają zdjęcie. Dwie osoby, które o nie poproszą.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
dobrze, że wszystko w porządku <333!!
OdpowiedzUsuńpoproszę hym... nie wiem, decyzję pozostawiam Tobie ♥
xxlove
SUPER SUPER!
OdpowiedzUsuńKOCHAM PATRYKA !
Świetny wpis i życzę weny! Naprawdę mi się podoba :) <3
OdpowiedzUsuń