środa, 5 marca 2014

46 rozdział


-Maciek! – ktoś mną trząsł –Maciek! Pobudka! – otworzyłem oczy. Zobaczyłem przed sobą dwie kobiety.
-Co jest? Gdzie Natalia? – podciągnąłem się na krześle.
-Ile ty tu siedzisz? –zapytała brunetka. Dopiero jak przetarłem oczy zauważyłem, że stoi przede mną Ola i Natalia (znaczy się Tusia).
-Długo. Która godzina? –zapytałem.
-Po jedenastej.
-Rano?! –ożywiłem się.
-Taak. A co? –Ola wpatrywała się we mnie.
-No, a nie pamiętasz może jaki ja mam zawód. Boże ja powinienem być już w drodze do Zielonej! – zerwałem się z krzesełka – Zadzwońcie do mnie później! Na razie! –krzyknąłem zmierzając do drzwi szpitala.
>>Natalia<<
-Olka przestań się denerwować – usłyszałam delikatny jak zawsze głos Natalii. Wzięłam głęboki oddech nie otwierając oczu. I tak wiedziałam kto przy mnie siedział.
-Jak mam się nie denerwować. Ona śpi już dość długo, a dzieci?! – mówiła Ola. Domyśliłam się, że połykała łzy.
-Nie martw się. Ja też się denerwuje. Szkoda, że Maciek musiał pojechać. – stwierdziła Tusia, ale ja osobiście jej nie popierałam. Dobrze, że Maćka tu nie było. Zaczęłam powoli otwierać oczy. Stały przy oknie, ślepo wpatrując się w dal. Jak na złość dzisiaj był piękny słoneczny dzień, a wtedy?! Podniosłam się na rękach. Strasznie bolał mnie brzuch. Ścisnęłam pięści i dążyłam do swego. Usiadłam.
-Nie no. Aż tak źle to chyba nie jest. Co nie? – odezwałam się, a one równocześnie się obróciły. Przez chwile tylko na mnie patrzyły, a potem podeszły i mocno przytuliły.
-Żyjesz – odetchnęła Ola.
-Tak szybko się mnie nie pozbędziecie. – uśmiechnęłam się. Odczepiły się ode mnie i usiadły na krzesełkach postawionych koło łóżka.
-Boli Cię coś? – zapytała Natalia. Spojrzałam na nią z politowaniem. –No przecież nie zapytałam, Jak się czujesz?!
-Ta wersja tego pytania jest jeszcze gorsza. Wymyśl lepszą. – do Sali wszedł lekarz.
-Jak dobrze, że pani się obudziła.- powiedział.
-A małżonek zwiał? – za nim stała na oko 50-letnia pielęgniarka. Spojrzałam na Ole, która uratowała sytuacje.
-Praca.
-Pani Wando – upomniał ją lekarz. Wyszła obrażona. Śmieszni ludzie. – Przepraszam za nią. Umie rozśmieszyć człowieka. – uśmiechnął się szczerze. On z kolei wyglądał na około 30 lat i bardzo podejrzanie spoglądał na siedzącą obok mnie Natalie, która nerwowo się uśmiechała.- Muszę sprawdzić opatrunek. – podszedł do mnie i podniósł kołdre. Poczułam się dość. No chyba wiecie jak. –Boli tu. – pokręciłam przecząco głową – A tu.
-Auu..- krzyknęłam. Odsunął się i uważnie na mnie spojrzał.
-Będziemy musieli zrobić tomografie. – już chciał wyjść.
-Panie doktorze. Co z moimi dziećmi?
-Przyśle panią Wande. Ona zainteresowała się maluchami. – wyszedł.
-Co z dziećmi? – spojrzałam po przyjaciółkach. – Wiem, że wiecie! – krzyknęłam.
-Spokojnie, dziecko. –uspokoiła mnie pani Wanda. – Miał mnie wyręczyć pani kolega, ale sobie zwiał. Przepraszam, jeżeli to zabrzmiało jakby mi się nie chciało wykonywać pracy. Uwielbiam swoją pracę, a o pani malucha zadbałam sama.
-Jak to malucha? Przecież były dwa? – miałam już w oczach łzy.
-Dziewczynka nie żyje. Bardzo mi przykro. Lekarze robili co mogli, ale… -wytarła chusteczką łze – Przepraszam. Po prostu tak strasznie boli śmierć takich maluchów. Chłopiec będzie żył, bo dostał krew. I właśnie w związku z nią muszę o czymś pani powiedzieć, ale… to może później. – powiedziała widząc mój stan. Łzy lały mi się po policzkach. Natalia trzymała moją rękę, a Ola drugą. Podeszła. Pogładziła mnie po policzku. – No już, kochanie. Nie płacz. Masz jeszcze jedno dziecko, które Cię potrzebuje.
-Wanda! Chodź szybko! – z korytarza dobiegł głos kobiety.
-Przepraszam Was. – wybiegła z Sali. Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam ciężko powietrze.
-Ona ma racje. Musisz być silna dla… - zaczęła Ola.
-Grzesia –pomogłam jej.
-Dla Grzesia.
-Jestem ciekawa o  co jej chodziło z tą krwią. – odezwała się Natalia. Spojrzałyśmy na nią. – No coś wspominała.
>>Natalia (Tusia)<<
Wyszłam z Sali w celu udania się do toalety.
-Jak mogliście popełnić taki błąd?! Jak można wsadzić żywego człowieka do prosektorium?! – krzyczała pani Wanda. Tym razem jej głos nie był ciepły i przyjazny.
-Nie krzycz! My też jesteśmy ludźmi i popełniamy błędy. – tłumaczył lekarz, ale nie ten co przyszedł do Natalii. Podeszłam bliżej zgrupowania.
-Ale to jest niemowle. – uspokoiła się trochę pielęgniarka.
-A co się stało? – zapytałam. Sama byłam zaskoczona tym co powiedziałam. Spojrzeli na mnie.
-Niech się pani nie interesuje.  –burknął lekarz.
-Chodzi o córke pani koleżanki-  odpowiedziała pani Wanda.
-Ale ona przecież nie….-otworzyłam szeroko buzie. –Jak mogliście popełnić taki błąd? – spojrzałam z wyrzutem na lekarza.
-Miała nie wyczuwalne tętno. Nic nie czułem, a aparatury pokazywały ciągłą kreske. –wytłumaczył. Podszedł do nas ten młody lekarz, który był u Natalii.
-Co się stało? – zapytał.
-Okazało się, że córka pani Walasek żyje. – odpowiedział mu starszy lekarz.
-Jakim cudem? Przecież wszystko wskazywało na zgon. – próbował zrozumieć.
-Już mówiłem. Ona nie żyła. A tak w ogóle kto Ci powiedział, że żyje? – zwrócił się do pani Wandy.
-Pan siedzący w prosektorium usłyszał płacz dziecka. Wyjrzał przez okno, ale nigdzie widział nikogo z dzieckiem, więc przespacerował się po budynku. Miał jedno dziecko w chłodni, więc od razu otworzył dobrą półkę. Zadzwonił do nas. Zabrałyśmy dziecko. – patrzyłam na nią niedowierzając.
-Jest zdrowe? – zapytał lekarz Natalii.
-Jak rydz. – odpowiedziała pielęgniarka. –Chciałabym pobrać od niej krew potrzebną dla drugiego dziecka. – spojrzała na mnie. Kiwnęłam twierdząco głową.
-Ale chcę przy tym być. – powiedziałam i poszłam za pielęgniarką. Zostawiła mnie w jakimś gabinecie i za chwile przyjechała do niego z córeczką Natalii. Uśmiechnęła się i podeszłam do nich. Przyglądałam się pracy pani Wandy. Robiła to z taką delikatnością. – Jak długo pani pracuje w zawodzie?
-Ponad 20 lat – uśmiechnęła się dumnie.
-Zastanawiam się czemu aparatury nie wyczuły pulsu dziecka. Ciekawy przypadek i muszę się koniecznie wszystkiego dowiedzieć. – mówiłam wpatrując się w maleństwo.
-Pani prace magisterską piszę? –zaśmiała się pielęgniarka.
-Za kilka lat, ale taki przypadek nie może się już nie zdarzyć. – spojrzałam na nią. Była zdziwiona. – Jestem na drugim roku studiów medycznych. –wyjaśniłam.
-Zabierze pani małą do mamy? Przyda jej się trochę ciepła. – uśmiechnęła się.
-Oczywiście. – wyjechałam wraz z maleństwem z gabinetu i skierowałam się do Sali, w której leżała Natalia. 
*********************************************************************************
 Czytacie- Komentujecie


Lekarz Natalii
Aleksander Popiel
 
Z Dedykacją dla moich kochanych Sweetersów :***

5 komentarzy:

  1. Czeekam na rozdział z Patrykiem :DD
    suuuper ! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny zresztą jak zawsze♥ wyczekuję na kolejny *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super jak zwykle :) czekam na następny ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. No a co z Patrykiem? :D haha Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  5. fajny,fajny :D

    OdpowiedzUsuń